Mimo że powieści Stephena Kinga należą prawdopodobniej do najczęściej przenoszonych na duży i mały ekran, pisarz nie ma zbyt wielkiego szczęścia do dobrych ekranizacji. Owszem, pojawiają się perełki w stylu Skazanych na Shawshank, Misery czy Sekretnego okna, ale są i potworki takie jak Komórka czy Smętarz dla zwierzaków. Ten rok zdaje się przełamywać złą passę. Wprawdzie na temat Tego i Mrocznej wieży na razie nie mogę się wypowiedzieć, ale recenzje zbierają naprawdę niezłe. Niezależnie też od nich, okazały się dużym sukcesem kasowym.
W ich cieniu kryje się trzecia ekranizacja powieści Kinga, jaka miała premierę w tym roku. I to naprawdę dobra. Mało tego, Gra Geralda w reżyserii Flanagana okazała się znacznie lepsza od swego powieściowego pierwowzoru, który – co tu dużo kryć – należy do zwykłych średniaków.
O fabule
W małżeństwo Jessie i Geralda wkrada się monotonia, którą mężczyzna stara się przełamać wprowadzając do sypialni kolejne erotyczne gadżety. Coraz bardziej perwersyjne zabawy kończą się dla niego tragicznie – atakiem serca w domku letniskowych w nogach łóżka, do którego chwilę wcześniej przywiązał swoją półnagą żonę.
W pierwszej chwili, gdy Jessie widzi upadającego na podłogę Geralda, czuje głównie ulgę – nareszcie skończy się wymyślona przez niego „gra”, która zamiast wprowadzać pikanterię do ich związku, stała się dla niej żenująca i niesmaczna. Dopiero potem dociera do niej, że kluczyk do kajdanek leży na szafce w drugim kącie pokoju, a w okolicy nie ma nikogo, kto mógłby ją uwolnić, bo sezon letniskowy dawno się już skończył. Tylko, czy na pewno Jessie jest sama w domu? Kto czai się w mroku, gdy zapada zmierzch? A może raczej… co?
Wrażenia
Te są zaskakująco dobre. Z pozornie niemożliwego do nakręcenia filmu, Flanagan wyciągnął więcej, niż można by tego oczekiwać. Czy można oczekiwać narastającego napięcia po filmie, którego niemal cała fabuła opowiada o kobiecie przykutej do łóżka i pozostawionej samej sobie w opuszczonym domku letniskowym? Średnio. A jednak, po wprowadzeniu drobnych zmian do fabuły, o których będzie mowa za chwilę, filmowa Gra Geralda stała się naprawdę dobrym kinem, w którym jasno błyszczą gwiazdy dwojga aktorów – Carli Gugino i Bruce’a Greenwooda.
Z opowieści o fatalnych skutkach nieudanego seksu, film przeobraża się w historię kobiety walczącej ze swoimi demonami, która dopiero będąc przykuta fizycznie do łóżka, zaczyna zdawać sobie sprawę z niewidzialnych kajdan, które pętały ją już od dzieciństwa. I dopiero teraz jest w stanie przyznać sama przed sobą, jak bardzo została skrzywdzona i jaki wpływ miało to na całe jej życie.
Oprócz głębszego przesłania, mamy tu również smaczki w postaci halucynacji (ale czy na pewno?), dreszczyk grozy i mało apetyczne, ale przemawiające do wyobraźni połączenie wygłodniałego psa oraz zwłok. Przyznaję, były sceny, że miałam ciarki i przez kilka scen płynnie przepłynęłam z zamkniętymi oczami.
Książka a film (uwaga na spoilery)
Mimo kilku zasadniczych zmian (i kilku mniej znaczących) oraz wycięcia pobocznych wątków, obraz Flanagana jest zaskakująco wierną ekranizacją powieści. Przyjrzyjmy się im po kolei.
Powieść
|
Film
|
Książka rozpoczyna się sceną, gdy Jessie leży już przykuta do łóżka i rozmyśla o tym, jak bardzo czuje się zażenowana Geraldem i jego „grą”.
|
Zanim para trafia do łóżka, oprócz ich podróży do domku, pojawia się tło do wprowadzenia kolejnych wątków: pies, informacje w radiu o zbiegłym mordercy.
|
Gerald od początku wzbudza mieszankę irytacji, pogardy i litości. Pod względem fizycznym jest nieatrakcyjny, ma zakola, nadwagę, małego penisa i szczerzy zęby „jakby cierpiał na lekki kretynizm”. Przechodzi też właśnie kryzys wieku średniego, a odmowa Jessie w dalszym uczestniczeniu w jego erotycznej grze, wywołuje u niego fochy i poczucie krzywdy.
|
Czego by nie powiedzieć o Greenwoodzie, mimo upływu lat, prezentuje się bardzo dobrze. Jego Gerald wygląda też, mimo wszystko, na całkiem porządnego faceta. Między nim a Jessie widać uczucie i nie jest to pogarda ani litość.
|
Gerald dostaje ataku serca po tym, jak Jessie skopuje go z siebie z sukcesem celując krocze, gdy ten pakuje się na nią mimo jej protestów. Wcześniej dosyć długo kobieta domaga się uwolnienia, a jej skretyniały mąż udaje, że to tylko element gry.
|
Gerald dostaje ataku serca w trakcie dyskusji z Jessie, gdy ta wprawdzie nadal jest przykuta do łóżka, a on niezbyt chętny do jej uwolnienia, ale przynajmniej nie zachowuje się jak zidiociały zbok.
|
Jessie od zawsze słyszałam „głosy” w swojej głowie. Pod wpływem stresu i odwodnienia, teraz zaczęła prowadzić ze sobą dyskusje głosami, które nazywała: Dobra Żona Burlingame, Ruth Near (jej koleżanka ze studiów), Nora Callighan (jej dawna terapeutka). Sporadycznie wtrąca się również głos Geralda. Potem pojawia się także Kruszyna, jej wcielenie z dzieciństwa.
|
Głosy z głowy Jessie przybierają fizyczną postać – kobieta ma halucynacje i widzi samą siebie oraz Geralda (mimo że ma świadomość, że ten już nie żyje). I to ta dwójka, niczym dobry aniołek i zły diabełek siedzący na dwóch ramionach, prowadzi dyskusje ze sobą i z nią samą. Po pewnym czasie pojawia się też dwunastoletnia wersja Jessie.
|
Pies pojawił się, gdy kobieta była już przykuta do łóżka. Zwabiły go prawdopodobnie kubły ze śmieciami na tyłach domu, a potem leżący Gerald. Poznajemy też jego historię - pies wabi się Prince i został porzucony w lesie przez byłych właścicieli.
|
Jessie i Gerald o mało nie potrącają psa podczas jazdy do domku. Potem kobieta sama przywołuje go do domu i karmi mięsem.
|
Jessie leży w samych kusych majteczkach.
|
Jessie ma na sobie elegancką halkę, co jest w sumie zrozumiałe, bo gdyby cały film leżała naga, skutecznie mogłoby to zmienić kategorię filmu i odwrócić uwagę co najmniej połowy widzów od tego, o czym on opowiada.
|
Próba sięgnięcia po szklankę ciągnie się przez kilkanaście stron!
|
Ta sama próba trwa sensownie krótko.
|
Po uwolnieniu się i ucieczce z domku, widzimy jak Jessie dochodzi do siebie w karetce i przez kolejnych kilka miesięcy.
|
Od razu jest przeskok do artykułu o aresztowanym mordercy i spotkania na sali sądowej.
|
Jessie opisuje, co się z nią działo w liście do Ruth.
|
Kobieta pisze symboliczny list do siebie samej z lat dzieciństwa.
|
Jessie poznaje szczegółowe informacje na temat „Kosmicznego Kowboja” od detektywa Brandona. Podczas spotkania w sądzie, morderca przedrzeźnia ją i śmieje się z niej, a w zamian kobieta pluje mu w twarz.
|
Jessie dowiaduje się o mordercy z gazet. Podczas rozprawy sądowej, mężczyzna na jej widok wydaje się przestraszony bądź też ucieszony (różnie to można interpretować). Dopiero jej pojawienie się, przerywa jego milczenie. Po spojrzeniu mu w oczy, Jessie po prostu odchodzi.
|
Podsumowanie
Czy warto obejrzeć Grę Geralda? Warto i to niezależnie od tego, czy znacie jej książkowy oryginał, czy nie. To naprawdę niezły thriller, który potrzyma Was w napięciu i zapewni dwugodzinną rozrywkę.
Komentarze
Prześlij komentarz