Powieść grozy wielu
czytelnikom kojarzy się z duchami bądź niekontrolowanym rozlewem krwi. Często
niedoceniana, prawie nigdy nie jest uznawana za literaturę ambitną. Wiele w tym
winy autorów, którzy nieumiejętnie prowadząc fabułę i stawiając na oklepane lub
przerysowane zagrania, przekraczają granicę kiczu, co zamiast wzbudzać w
czytelniku strach, wywoła uczucie zażenowania i śmiech. Na szczęście są też
tacy, którzy od samego początku potrafią przykuć uwagę i trzymać w napięciu do
ostatniej niemal strony, bawiąc się utartymi schematami bądź podążając własną,
oryginalną ścieżką. I taki właśnie jest Piotr Kulpa, w mojej prywatnej ocenie,
najlepszy obecnie twórca grozy nad Wisłą.
– Nienawidzę mojego brata, ale
jestem jego częścią, a on częścią mnie. I nie chodzi mi o te bzdety, że kiedy
jego boli to i ja czuję, a jak ja się śmieję, to i jemu jest wesoło. Nie.
Chodzi o coś więcej. O jedną duszę, która żyje uwięziona w dwóch ciałach. O
wspólną duszę. Jedna istota.
Na pierwszy rzut oka Paweł
Lupka przechodzi typowy kryzys wieku średniego, który kończy się dla niego
gorzej niż źle. Ujawniony romans z namiętną Joanną, która nie zamierza
zostawiać bogatego męża i dzieci mimo niewątpliwego przywiązania do Lupki, zmusza
mężczyznę do rozpoczynania wszystkiego od zera w nowym mieście. Przeprowadzka
do Piotrkowa, do mieszkania nieprzyjemnie przypominającego melinę, ale za to
taniego i praca w bursie nie jest może szczytem marzeń czterdziestoparolatka, ale
stanowi pierwszy punkt zaczepienia na drodze ku lepszemu. Czy jednak na pewno?
Prześladujący Pawła sen o
pożarze, którego nie było (czyżby?) oraz wspomnienia o pogrążającej się w
obłędzie matce i przyjaciołach z dzieciństwa, parze niesfornych bliźniaków,
wprowadzają w ten typowy obraz nutę niepokoju. Nutę, która nabiera coraz
głębszego brzmienia i znaczenia, gdy dołączy do niej właściciel mieszkania o
twarzy pokrytej bliznami i wyleniałej kocicy o przeszywającym spojrzeniu. Gdy
wśród swoich nastoletnich podopiecznych Lupka odkrywa dwóch braci cieszących
się niezbyt przyjemną opinią. Wreszcie, gdy przyjdzie mu się zmierzyć z
demonami przeszłości i własnego umysłu.
Już od pierwszych stron
czytelnik wyczuwa kryjące się tuż poza zasięgiem wzroku napięcie, które wraz z
rozwojem fabuły nabiera kształtu poczucia zagrożenia, a wreszcie strachu. Mrok,
jaki skrywa główny bohater i jaki zbiera się wokół jego postaci ma w sobie coś elektryzującego
i złowrogiego, a świetny warsztat autora pozwala w pełni tę niesamowitą
atmosferę poczuć na własnej skórze.
O ile w bardzo dobre przyjętej
trylogii Pan na Wisiołach, Kulpa
wykorzystywał znany już dobrze z powieści grozy motyw małej miejscowości i tajemnic
skrywanych przez jej mieszkańców, o tyle w przypadku T.T. mamy do czynienia z historią oryginalną i niesztampową. Przede
wszystkim zaś niejednoznaczną, którą można interpretować na różne sposoby. Nie
wszystko zostaje wypowiedziane do końca, dzięki czemu autor pozwala
czytelnikowi na własną interpretację niektórych wątków. Taki zabieg nie zawsze
się sprawdza, tym razem jednak okazał się w pełni trafiony. Czasami lepiej
pozostawić niektóre kwestie wyobraźni, niż rozkładać je na części pierwsze, co
niemal zawsze zabija tkwiący w nich element niesamowitości.
Podsumowując, Piotr Kulpa
subtelnie i z wprawą gra na emocjach czytelnika, z każdym kolejnym rozdziałem
wywołując w nim coraz większy niepokój, nieustannie dążący w kierunku czystego
strachu. T.T. wzbudzi w Was lęk, skruszy próby racjonalnego wyjaśnienia
zawartej w nim tajemnicy i na długo zapadnie w pamięci. Autor po raz kolejny
udowadnia też, że w kategorii grozy może stawać w szranki z najlepszymi.
Premiera już wkrótce!
Premiera już wkrótce!
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz