Nareszcie doczekaliśmy się
kolejnego tomu ilustrowanego wydania przygód Harry’ego Pottera. Od dwóch lat
jesienną szarugę umilają jedne z najładniej wydanych książek, jakie miałam
okazję czytać. A że mam ogromny sentyment do cyklu J.K. Rowling, przyjemność
jest tym większa. I wszystko wskazuje na to, że będzie tak przez kolejnych
kilka lat, ponieważ tomy ukazują się regularnie raz do roku, a pozostało ich
jeszcze cztery.
Praktycznie trudno szukać
osoby, która przynajmniej nie słyszałaby o Harrym Potterze. Jest on już swego
rodzaju jeśli nie klasyką, to marką samą w sobie, znakiem rozpoznawczym, od
którego rozpoczęło się wielkie szaleństwo filmowych adaptacji, gier
komputerowych oraz powieści wzorowanych na pomyśle Brytyjki. Z jednej strony,
historia stworzona przez Rowling nie wydaje się aż tak oryginalna. Ot, mamy
chłopca, który dowiaduje się, że jest obdarzony magicznymi zdolnościami i wraz
z ukończeniem jedenastych urodzin, wyrusza do Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Tak
niewiele i tak wiele. Rowling wykreowała bowiem cały świat, pełen niezwykłości,
czarów i dobrze dawkowanego mroku, który całkowicie zawładnął wyobraźnią
dzieci, nastolatków i dorosłych na całym świecie.
Ten rok w Hogwarcie rozpoczyna
się dla Harry’ego i jego przyjaciół wyjątkowo emocjonująco. Z jednej strony,
pojawia się dwóch nowych nauczycieli, zwłaszcza nauka przed czarną magią nigdy
nie była równie zajmująca, co teraz. Trzecioklasiści mogą również odwiedzać
pobliskie miasteczko Hogsmead i buszować w sklepach ze słodyczami i nie tylko. Z
drugiej strony w szkole pojawiają się dementorzy, strażnicy przerażającego
więzienia dla czarodziejów, którzy szukają zbiegłego mordercy, Syriusza Blacka.
Wszystko wskazuje na to, że czai się on w pobliżu Hogwartu, by dopaść Harry’ego…
Z każdym kolejnym tomem
Rowling coraz bardziej rozbudowuje stworzony przez siebie świat, wprowadzając
nowe miejsca, postaci i stworzenia. Tym razem poznajemy czarowne Hogsmead oraz
dumne gryfy. Nie zabraknie też czarodziejskich przedmiotów, o których jednak
nie mogę nic powiedzieć, by nie zepsuć niespodzianki. Zdradzę jedynie, że
dzieje się wiele, a fabuła jest przemyślana w najdrobniejszych szczegółach.
O ile mnie pamięć nie myli, Harry Potter i więzień Azkabanu jest jedynym tomem
cyklu, w którym nie pojawia się sam Voldemort, a jedynie jego poplecznicy.
Pozwala to uniknąć autorce oskarżenia o powtarzający się schemat, w który
często wpadają twórcy książkowych cykli. Czy powieść w jakikolwiek sposób na
tym traci? Absolutnie nie, ponieważ to, w jaki sposób Rowling rozwiązała i wyjaśniła
główną intrygę naprawdę zwala z nóg. Niczego nie można być tu pewnym. Podoba mi
się również to, jak pozornie niewiele znaczące sceny czy wtrącenia pojawiające
się w tomie pierwszym, tutaj nabierają zupełnie nowego znaczenia i wydźwięku.
Dzięki wznowieniu powieści z
ilustracjami autorstwa Jima Kaya, magia Pottera odżywa na nowo. Mimo że mam
duży sentyment do pierwszego, sczytanego już z lekka wydania, po nowe sięgam z
prawdziwą przyjemnością. Ilustracje są szczegółowe, barwne i naprawdę
przemawiają do wyobraźni. Niektóre mają w sobie coś niepokojącego, a inne po
prostu urzekają swoim urokiem. Oglądanie ich sprawia równie dużą frajdę, co
czytanie samej powieści.
Z tego względu, podobnie jak
przy okazji poprzednich tomów, gorąco zachęcam Was do sięgnięcia po wersję
ilustrowaną. I nie jest ważne, czy macie już w domach stare wydania, akurat w
tym przypadku zdublowanie kompletu w niczym nie zaszkodzi. A sama z
niecierpliwością wyczekuję już kolejnej jesieni i kolejnego tomu!
Przeczytaj także:
Do 9 listopada książkę możecie kupić w promocyjnej cenie w Księgarni Tania Książka z 33% rabatem. O tutaj!
Sprawdźcie również inne nowości!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Komentarze
Prześlij komentarz