Dzięki Dożywociu Marta Kisiel szturmem podbiła serca czytelników, moje wprawdzie
z opóźnieniem, ponieważ dopiero przy okazji wznowienia powieści, ale za to
całkowicie i już od pierwszych stron. Siła
niższa jedynie przypieczętowała niezaprzeczalny fakt, że słowem autorka włada
wyśmienicie, a pod przykrywką lekkiej fabuły i świetnego poczucia humoru,
potrafi przekazać treści znacznie głębsze i warte chwili refleksji.
Siła niższa jest bezpośrednią kontynuacją Dożywocia i sięganie po nią bez jego znajomości nie tylko utrudnia w
pełni zrozumienie postaci i pewnych aspektów fabuły, ale też na stuprocentowo pozbawia
czytelnika dużej dawki przyjemności. Nie da się też omówić chociażby pobieżnie
drugiego tomu bez zaspoilerowania wydarzeń, które zakończyły tom pierwszy. Z
tego względu osoby, które jeszcze mają przed sobą spotkanie z Romańczukiem, Lichem,
różowymi królikami o morderczych instynktach i resztą ferajny, lepiej niech
szybko je nadrobią i tymczasowo poczekają z lekturą dalszej części niniejszego
tekstu.
Po spaleniu się Lichotki i przeprowadzce
do nowego domu życie głównych bohaterów wywraca się do góry nogami i mimo upływu
kolejnych miesięcy nie chce wrócić na tory względnej normalności. Konrad wpada
w wykańczający wir pracoholizmu i pogrąża się w zgryźliwej paranoi. Smętne i
nieszczęśliwe Licho przestaje sprzątać, a Krakers nie może wydostać się z
innego wymiaru. Po Puk zdaje się słuch zaginął. Stan domowników powiększa się
za to o słowiańskiego Wikinga Tura i trzy nowe duchy –mieszkających dotąd na
strychu żołnierzy Wermachtu. Jakby tego było mało, pewnego dnia dołącza do nich
drugi anioł, będący jednak całkowitym przeciwieństwem dobrodusznego,
pociesznego Licha. Tsadkiel jest aniołem stróżem pełną gębą. W dodatku gębą
opryskliwą, zarozumiałą i wszechwiedzącą. A wkrótce pojawia się ktoś jeszcze…
Pierwsze rozdziały Siły niższej wprawiły mnie w lekką
konsternację. Zamiast znanego mi z Dożywocia
lekkiego i wszechobecnego poczucia humoru, pojawiła się nuta melancholii. Romańczuk,
wcześniej co pewien czas irytujący, teraz wywoływał permanentną ochotę kopnięcia
go w rzyć, by otrząsnął się i powrócił do stanu normalności. Na najbardziej
pozytywnego i sympatycznego bohatera wyrasta za to Turu, prostolinijny, walący
prosto z mostu zarówno prawdę, jak i prawego sierpowego, jeśli zachodzi taka
potrzeba. I zdecydowanie mający serce po właściwej stronie.
I dopiero gdy autorka
przetrzepie trochę czytelnika emocjonalnie, atmosfera się zmienia i wszystko (a
raczej prawie wszystko) wraca na dobrze znane ścieżki. Nowe postaci świetnie
uzupełniają znaną nam gromadę, dodając jej kolorytu i okazuje się, że nawet
Wermachtowcy mogą mieć ludzkie i sympatyczne oblicza. Na co duży wpływ może
mieć oczywiście fakt, że są już jedynie duchami, w dodatku z ręką do ogrodnictwa
i remontów.
O ile w przypadku Dożywocia głębsze przesłanie kryło się
pod grubą warstwą żarcików, tak teraz jest ono podane niemal na tacy. Nie
zmniejsza to jednak siły jego wyrazu i nie raz i nie dwa może chwycić
czytelnika za serce.
Podsumowując, Marta Kisiel jest w formie i oby pozostawała w niej jeszcze długie lata, racząc nas takimi mini-cudami jak najczęściej. Zarówno Dożywocie, jak i Siła niższa to doskonała recepta na poprawę humoru i trochę słońca w pochmurny dzień. Serdecznie polecam!
Podsumowując, Marta Kisiel jest w formie i oby pozostawała w niej jeszcze długie lata, racząc nas takimi mini-cudami jak najczęściej. Zarówno Dożywocie, jak i Siła niższa to doskonała recepta na poprawę humoru i trochę słońca w pochmurny dzień. Serdecznie polecam!
Recenzja napisana dla portalu Papierowy Pies.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz