"Kobiety mafii" Diane Ducret

Dwa dni temu pisałam o Kobietach dyktatorów, teraz przyszła pora na Kobiety mafii. Diana Ducret po raz kolejny przybliża sylwetki niebanalnych kobiet, tym razem takich, które za nic miały społeczne normy i których niegrzeczni chłopcy pociągali równie mocno co samo niebezpieczeństwo.

Lata 20. XX wieku to w Stanach Zjednoczonych okres szczególny. Czasy prohibicji i mafiosów twardą ręką trzymających w garści całe miasta. Strzelaniny i bezpardonowe walki gangów były w wielu miejscach codziennością. Szczególnie złą sławą w tej kwestii cieszyło się Chicago, gdzie królował Al Capone. To on i jego ferajna dyktowali tu warunki. Nieważne jednak, jaki postrach siali gangsterzy, niemal za każdym stała Ona. Żona lub kochanka, ostoja lub natchnienie. Czasem to do nich uciekali, by ratować resztki normalności, czasem to one sprowadzały im na kark kłopoty.


Znaczna część książki poświęcona jest Mae Capone, towarzyszącej Alowi niemal od początku jego kariery w przestępczym półświatku aż do smutnego końca. Nie zabrakło też piękniejszej połówki jednej z najsłynniejszych morderczych par, Bonnie Parker. Są i siostry Everleigh, które otworzyły najsłynniejszy i najbardziej luksusowy dom publiczny w Chicago. Margaret Collins, za którą ciągnęła się zła sława czarnej wdowy, która lubowała się w najbardziej niebezpiecznych gangsterach. Helen Godman – rasowa szantażystka i uwodzicielka. Edna Murray zwana Całuśną Bandytką czy też Louise Rolfe, żona Jacka „Rozpylacza” McGurna, znana też jako Blond Alibi. To tylko niektóre z femme fatal, o jakich można przeczytać w książce.

Temat o tyle fascynujący, co mocno niedoceniony, dawał autorce pole do prawdziwego popisu. Niestety, podobnie jak w przypadku Kobiet dyktatorów, Diana Ducret nie ustrzegła się błędów. Co więcej, popełniła dokładnie te same, a przy okazji dodała jeden nowy. Co zaskakujące, mimo naprawdę świetnej i elektryzującej tematyki oraz wciągającego początku, już w historię Mae Capone wkradają się dłużyzny, które będą prześladować czytelnika aż do samego końca. Jest to wręcz niezrozumiałe, jak nierówno pisze autorka. Dodatkowo, w Kobiety mafii wtargnął także pewien chaos, który raczej nie był zamierzony. Zamiast poświęcić poszczególnym bohaterkom oddzielne rozdziały i wyraźnie zaakcentować każdą z historii, Ducret skacze z jednej opowieści do drugiej. Z tego powodu lektura staje się czasem męcząca, zwłaszcza że i z chronologią Francuzka bywa na bakier.


Czy w związku z tym warto po nią sięgnąć? Zdecydowanie tak. Niewiele jest pozycji poruszających ten temat (tak naprawdę do głowy nie przychodzi mi żadna inna książka), a sylwetki kobiet amerykańskiego półświatka lat 20. naprawdę są fascynujące. Dlatego sama przyjęłam bieżącą pozycję z całym dobrodziejstwem inwentarza. Dlatego jeśli interesuje Was poruszana przez Ducret tematyka, warto spróbować.

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze