Ponoć Zawisza Czarny stał się powieścią kontrowersyjną zanim jeszcze
został wydany. Miał obrazić każdego bez wyjątku, a przy tym pokazać nam, jacy
naprawdę jesteśmy. Miał dokonać wielu rzeczy, z których na pewno udała mu się
przynajmniej jedna – zapewnia dobrą i lekką rozrywkę, jak to powieści Kuby Ćwieka.
Nie obawiaj się Warszawo! Oto
nadchodzi on, bohater godny imienia swego historycznego poprzednika. Zawisza
Czarny! Niepokonany w walce, dumny ze swego kraju i gotowy bronić go do
ostatniej kropli krwi. A że czarny jest dosłownie, to już niewiele znaczący
szczegół. Zawisza pojawia się w idealnym momencie, by trafić w sam środek akcji,
która ma wstrząsnąć stolicą. Przy okazji poznaje twórcę warszawskiej Sieci, braci
Łokietków i nietypową taksówkarkę, Sawkę. Wspólnie zaś mieszają szyki grupie
narodowców oraz znacznie potężniejszej organizacji, która za nimi stoi.
Zawisza Czarny to spin-off cyklu Dreszcz, co jednak nie przeszkadza traktować go jako pozycji
niezależnej. Spokojnie też można po niego sięgnąć nie znając losów starego
katowickiego menela obdarzonego supermocą. Co najwyżej kilka nawiązań może się
wydać niezrozumiałych, nie mają one jednak większego związku z fabułą.
Ćwiek znany jest z tego, że
lubi w swojej twórczości nawiązywać do popkultury, a Kłamca i Chłopcy są tego
najlepszymi przykładami. W Zawiszy
Czarnym autor bawi się przede wszystkim motywem superbohaterów, mamy więc
marvelowski typ w nadwiślańskim wydaniu. Brzmi karkołomnie? O dziwo, efekt
końcowy jest całkiem zadowalający, trzeba tylko wziąć pod uwagę, że
wiarygodności i głębi przedstawionych postaci raczej nie będzie tu w nadmiarze.
Niemniej, czytanie o ich perypetiach zapewnia przednią rozrywkę.
Jednym z najbardziej
kontrowersyjnych punktów książki jest patriotyzm i szeroko rozumiana „polskość”.
W krzywym zwierciadle pokazani są tzw. „patrioci” obnoszący się z polskimi
symbolami na każdej możliwej części garderoby, dla których owa „polskość” w
głównej mierze sprowadza się do wszczynania bójek z „lewakami/Żydami/brudasami”
i każdym, kto według nich nie pasuje do wizerunku „prawdziwego Polaka”. Czyn
godny patrioty to dla nich zdemolowanie budki z kebabem i to najlepiej z hasłem
Bóg, Honor, Ojczyzna” na ustach. Czy przerysowanym obrazem takich ludzi można
się oburzać? Ci, dla których bycie patriotą to wyznawanie konkretnych wartości,
a nie ślepe obnoszenie się z symbolem, którego znaczenia się nie rozumie czy
zwierzęca brutalność dla zasady, nie powinni czuć się dotknięci. Za to
pozostali… cóż, mała szansa, by tę książkę przeczytali.
Nie tylko skrajnym narodowcom
dostaje się za swoje, równie wyszydzeni zostają korposzczury, składający swe
życie na ołtarzu deadline’ów i porannych briefingów. W mniejszym stopniu autor
nie pozostaje dłużny skrajnym feministkom, hipsterom, kibicom i wszystkim tym,
którzy bezmyślnie niczym stado baranów podążają za kolejnymi społecznymi modami.
Ćwiek nie oszczędza nikogo i niczego, i robi to bardzo dobrze, mimo że jego poczucie
humoru nie należy do specjalnie wyrafinowanych.
Podsumowując, Kuba Ćwiek to
autor o tyle charakterystyczny, co wzbudzający dosyć skrajne odczucia.
Niektórzy go uwielbiają, inni wręcz przeciwnie, narzekając zwłaszcza na zbyt
dosadny język i niezbyt wyrafinowane fabuły. Ja zdecydowanie należę do
pierwszej grupy i jestem przekonana, że fani jego twórczości nie będą Zawiszą rozczarowani.
Recenzja napisana dla portalu Papierowe Motyle.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz