Graham Masterton należy do
wyjątkowo płodnych pisarzy – ma na swoim koncie ponad sto trzydzieści książek!
Trudno się więc dziwić, że przy takiej ich liczbie, jakość wielu z nich
pozostawia nieco do życzenia. Dotyczy to zwłaszcza horrorów, z którymi jest w głównej
mierze kojarzony, pełnych krwi, brutalności i seksualnych odniesień. A jednak
trafiają się też powieści zaskakująco dobre, choć niepozbawione niestety wad,
takie jak Zwierciadło piekieł.
Chociaż Martin Williams jest
utalentowanym scenarzystą pracującym w Hollywood, była żona zostawiła go
praktycznie bez grosza. Nie przeszkadza mu to jednak wydać dosłownie ostatnich
pieniędzy na zabytkowe lustro, wiszące niegdyś w domu dziecięcej gwiazdy lat
trzydziestych, Boofulsa. Utalentowany ośmiolatek był wówczas uwielbiany, a
każdy kolejny film z jego udziałem był prawdziwym hitem. Do czasu. Pewnego
wieczoru chłopiec został brutalnie zamordowany przez własną babcię, która potem
popełniła samobójstwo.
Powiedzieć, że Martin
interesuje się Boofulsem, to jakby nie powiedzieć nic. Mężczyzna stara się
zainteresować kolejnych producentów filmem biograficznym o zamordowanej
gwieździe, nikt nie jest jednak zainteresowany. Mało tego, od sprawy Boofulsa
każdy stara się zdecydowanie odciąć, a Williams staje się powoli persona non
grata. Jednocześnie scenarzysta ma do tego stopnia obsesję na punkcie chłopca,
że zbiera wszystko, co z nim związane, a lustro ma być zwieńczeniem kolekcji.
Niemal od razu mężczyzna przekonuje się jednak, że zwierciadło będące świadkiem
śmierci ośmiolatka, kryje w sobie prawdziwą grozę.
Z jednej strony Zwierciadło piekieł to
horror typowy dla Mastertona, a z drugiej – nieco paradoksalnie – znacznie
różni się od większości książek w jego dorobku. Do cech charakterystycznych dla
autora można zaliczyć motyw demonów i Szatana, który należy chyba do
najczęściej spotykanych w jego horrorach. Jest tu także nawiedzony przedmiot
oraz dość duża dawka przemocy. Jednocześnie przemoc ta nie jest aż tak
spektakularnie obrazowa i nie przyprawia o dreszcze obrzydzenia, jak to czasem
podczas lektury Mastertona bywa. W przeciwieństwie też do większości swoich
książek, tym razem autor postanowił nie epatować seksem. Nie da się jednak nie
dostrzec, że kobiety, które się tu pojawiają to albo starsze matrony, albo młode
lalunie niespecjalnie błyszczące inteligencją. Jak widać, nie można mieć
wszystkiego.
Interesującym motywem są
liczne nawiązania do Alicji po drugiej
stronie lustra Carolla. Dotyczą one zarówno tematyki utworu, jak i przerysowanych
postaci, które opisywał autor. Masterton dosyć zgrabnie splata je z własną
powieścią, a co więcej w przekonujący sposób przedstawia tak, że nabierają
naprawdę złowrogiego charakteru. Po lekturze Zwierciadła piekieł, raczej trudno będzie patrzeć na Alicję… tak samo niewinnie jak do tej
pory.
Największą wadą i słabością Zwierciadła jest niestety jego zakończenie
- sztampowe, przewidywalne i w wyraźny sposób pisane w pośpiechu bądź na tak
zwanym kolanie. Psuje to nieco wydźwięk całości, a narastająca do tej pory groza
ustępuje miejsca pewnej przerysowanej grotesce. Trochę szkoda, bo początek
obiecywał coś znacznie lepszego.
Niemniej, fani gatunku powinni
być zadowoleni. Masterton nie jest może królem horroru, ale lektura Zwierciadła piekieł, zwłaszcza nocą i w samotności
potrafi przyprawić o ciarki. Z pewnością też przeglądanie się w lustrach,
szczególnie dużych, może od tej pory stać się nieco mniej przyjemne, a wręcz
podszyte nutką niepewności, czy przypadkiem kątem oka nie dostrzeżemy, że jakiś
przedmiot powoli zmienia swoje położenie bądź czy ktoś nie pojawia się na
krawędzi widzenia.
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz