Opowieści o nordyckich
bóstwach mogę jeść łyżkami! Mity o Thorze, Odynie i Lokim mają w sobie coś tak
hipnotyzującego, że z przyjemnością zagłębiam się w nie przy każdej okazji.
Nieważne, że praktycznie znam je na pamięć, za każdym razem odkrywam w nich coś
nowego i nie zdarzyło mi się jeszcze przy nich znudzić.
Jak dotąd mitologia
skandynawska doczekała się licznych opracowań, a jednym z najpopularniejszych jest
prawdopodobnie to autorstwa Rogera Lancelyna Greena. Po raz pierwszy zostało
wydane w 1960 roku jako Saga o Agardzie,
teraz jednak ukazało się jego wznowienie pod tytułem Mity skandynawskie. I co
tu dużo ukrywać, dla fanów wikingów i północnych klimatów, jest to lektura
obowiązkowa.
Sam autor słowem wstępu
wyjaśnia, że książka ta „jest próbą scalenia zachowanych mitów skandynawskich w
jedną opowieść, od stworzenia świata po wizję ragnaroku”. Green zbierał
materiał bazując przede wszystkim na pieśniach Eddy starszej oraz pieśniach i opowiadaniach zawartych w Eddzie prozaicznej przez Snorriego Sturlusona, XIII-wiecznego islandzkiego poetę,
historyka i przywódcę. W przeciwieństwie do niektórych opracowań z XIX i XX
wieku, Green twierdził, że starał się jak najwierniej przekazać oryginalną,
charakterystyczną atmosferę nordyckiej Północy, której daleko do romantyzmu.
W piętnastu rozdziałach autor
zawarł opowieści o początkach świata, mrocznych, okrutnych i przepełnionych zdradziecką
walką do ostatniej niemal kropli krwi. Są tu zawarte te najbardziej znane oraz
nieco mniej popularne mity o Odynie i Thorze, a także niepoprawnym Lokim,
równie często ratującym bogów, co sprowadzającym na nich nieszczęścia i
katastrofy. Nie zabrakło tragicznej historii rodu Wolsungów, w której Sigurd i
Brunhilda bezskutecznie walczą z losem i przeznaczeniem. Wreszcie, pokazane
jest nadejście ragnaroku, tak nieuchronne, jak przygnębiające i oznaczające
pewien koniec.
Mimo że książka liczy już
kilkadziesiąt lat, czyta się ją wyśmienicie i lekko. Opowieści z jednej strony
są bogate w szczegóły i plastycznie przedstawione, a z drugiej bawią lekkimi
dialogami. Teoretycznie żadna nie stanowiła dla mnie niespodzianki (jestem już
po lekturze m.in. Mitologii nordyckiej
Neila Gaimana i Mitologii germańskiej Artura
Szrejtera), a jednak lektura była wyborna i w pełni satysfakcjonująca.
Podsumowując, zamiast bazować
na wizerunku Lokiego i Thora wykreowanych przez Marvella, warto sięgnąć do
źródeł i poznać historie, od których wszystko się zaczęło. Mitologia
skandynawska jest pełna opowieści o miłości, zdradzie i przygodzie. Niektóre są
pełne humoru, inne wzruszają, przy lekturze kolejnych nasuwają się refleksje na
temat ich uniwersalności. Całość stanowi wyśmienity kąsek, dlatego serdecznie
polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz