Wprawdzie Graham Masterton
słynie przede wszystkim z horrorów, jednak ja najchętniej sięgam po jego cykl kryminalny
o nadkomisarz Katie Maguire. Pod koniec stycznia ukazał się już siódmy tom o
losach irlandzkiej policjantki, w którym ponownie przyszło jej stawić czoła nie
tylko zwyrodnialcom terroryzującym Cork, ale i wrogami w szeregach organów
ścigania.
Jak zwykle, Maguire jest
zmuszona pracować nad kilkoma sprawami jednocześnie. Pozornie wydają się one
nie mieć nic wspólnego, ale do czasu. Co może łączyć brutalny gang złodziei
rasowych psów z zaginięciami młodych ludzi, którzy trafiają do prywatnej
kliniki, by tam zostać brutalnie okaleczonymi? I z jakiego powodu zostają oni bezpowrotnie
pozbawieni podstawowych zmysłów i możliwości poruszania się i komunikowania?
Zwykły sadyzm niczego w tym przypadku nie tłumaczy.
O ile poprzednie dwa tomy (Siostry krwi i Pogrzebani) były najlepszymi w całym cyklu, o tyle bieżąca
powieść wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Teoretycznie ma wszystkie
charakterystyczne dla książek Mastertona cechy – wartką akcję, pomysłową
fabułę, sceny seksu i sporą dawkę brutalnych opisów. W każdym kolejnym tomie
pojawia się inny problem, z jakim przychodzi mierzyć się głównej bohaterce.
Była już prostytucja, zemsta, pedofilia i zbrodnie dokonywane przez duchownych,
teraz przyszła pora na narkotyki i kradzieże psów połączone z nielegalnymi
walkami. Tu przyznaję, że obrazowe sceny szczucia i pseudo szkolenia zwierząt
przyprawiają nawet o większe ciarki i niesmak niż opisy tortur przeprowadzanych
na ludziach…
Niby wszystko jest na swoim
miejscu, a jednak można wyczuć pewne zmęczenie materiału. Zwłaszcza że w pewnym
momencie śledztwo schodzi na dalszy plan przysłonięte (ponownym) konfliktem
Katie z przełożonym, który nie znosi jej z czysto szowinistycznych pobudek i
próbuje pozbyć się z komendy. Nie mniej miejsca zajmują prywatne losy pani
nadkomisarz, która z powodu wyrzutów sumienia postanawia zaopiekować się
okaleczonym Johnem, dawnym kochankiem. Jednocześnie zaś romansuje z
nowopoznanym facetem i próbuje zrozumieć, czego sama chce. Jak dotąd, Maguire
dała się poznać jako twarda babka, która potrafi dobrze radzić sobie w typowo
męskim świecie. Teraz, patrząc na jej okrutne i dosyć bezmyślne postępowanie w
stosunku do Johna, wydaje się, że pani nadkomisarz zaczyna myśleć nie tą częścią
ciała, co powinna. I nie chodzi tu absolutnie o poświęcanie się w imię dawnych
uczuć czy wyrzutów sumienia, a wykazanie się odrobiną empatii i uczciwości.
Wygląda na to, że Masterton
zaczyna powielać własne schematy, co widać zwłaszcza jeśli od lektury poprzednich
tomów nie minęło zbyt wiele czasu. Martwi
za życia to całkiem niezły thriller, który bardziej zyskuje jako
niezależna, indywidualna powieść, a nie część cyklu, chociaż znajomość
wcześniejszych losów Katie, na pewno pozwala lepiej zorientować się w jej
prywatnym, mocno skomplikowanym życiu.
W związku z powyższym, liczę
gorąco, że następna część cyklu będzie zwrotem ku lepszemu. Bieżąca powieść
należy do tych przyzwoitych i zapewniających przyzwoitą lekturę, lecz niekoniecznie
sprawiających, że chce się przy nich zarywać noc.
Przeczytaj również:
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)