Kilka miesięcy temu pierwszy
tom Sagi rodu Forsyte’ów doczekał się
kolejnego wznowienia. Posiadacz,
uznawany za najlepszą powieść Johna Galsworthy’ego to rarytas zwłaszcza dla
anglofilów, którzy zaczytywali się wcześniej w powieściach o Anglii z przełomu
XVIII i XIX wieku.
Londyn, rok 1886. Forsyte’owie
to typowa zamożna mieszczańska rodzina, stanowiąca wręcz symbol epoki
wiktoriańskiej. Hołdujący przede wszystkim wartości pieniądza, za najważniejsze
uważają dobra doczesne, które można kupić, skatalogować, a na końcu pokazać
światu jako swoją własność. Z domu i kolekcji przedmiotów owa żądza posiadania
rozciąga się też na otaczających ludzi, z narzeczonymi i żonami na czele.
James przeszedł przez ogień, przeszedł jednak również przez rzekę lat
gaszącą ogień młodości i doświadczył najsmutniejszego ze wszystkich doświadczeń
życia - niepamięci tego, co znaczy kochać.
W usystematyzowanym, praktycznym
i racjonalnym światopoglądzie Forsyte’ów nie ma miejsca na uczucia i
zrozumienie dla nich. Miłości się nie okazuje, zdaje się też ona czymś
nieistotnym. Dlatego żona jednego z braci Forsyte’ów, piękna Irena, nieszczęśliwie
tkwiąca w małżeństwie zawartym bez miłości, nie może liczyć na zrozumienie dla
swego żalu i smutku. A gdy postanawia podążyć za głosem serca, burzy wszystko
to, w co wierzy i czemu hołduje cały klan.
Początek Posiadacza może zmylić i zniechęcić. Brak akcji, a jedynie
przedstawienie głównej familii wraz z poszczególnymi jej członkami to
stosunkowo ciężka lektura i niespecjalnie zajmująca. Zmienia się to dopiero po
kilkudziesięciu stronach wraz z zawiązaniem się akcji. Mimo że teoretycznie
nawet wówczas nie będzie działo się zbyt wiele, a czytelnik bardziej musiał
polegać na niedopowiedzeniach i plotkach i przekazywanych z trzeciej ręki
rewelacjach, historia Ireny jest spójna i wciąga, prawdopodobnie głównie z uwagi
na ciążące nad kobietą fatum.
To co początkowo wygląda na
ironiczną satyrę zmienia się w dramat, nadal jednak mający na celu
napiętnowanie ówczesnej mieszczańskiej mentalności, tak mocno nacechowanej
hipokryzją i jakże swojską dla nas dulszczyzną. Forsyte’owie uosabiają kult
pieniądza i posiadania, pozory i sposób postrzegania ich przez otoczenie są
ważniejsze niż szczere relacje bądź czyste sumienie. Tych bowiem nie da się
przekuć na konkretny zarobek. Zastanawiające, jak bardzo jest to aktualne, jak
bardzo zbieżne jest z współczesnym duchem konsumpcjonizmu.
Posiadacz otwiera kilkutomowy cykl, miejmy nadzieję, że pozostałe
części również zostaną wznowione w nowej odsłonie. Jednocześnie, nic nie stoi
na przeszkodzie przeczytania go jako samodzielnej powieści, w ten sposób także
broni się znakomicie. Na wieczór z klasyką nadaje się doskonale.
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)