Miroslav Zamboch to czołowy
reprezentant czeskiej fantastyki na polskim rynku. Nie sposób mu też odmówić
rozmachu, jak dotąd ukazało się u nas ponad dwadzieścia jego książek. Autor
pisze w sposób na tyle charakterystyczny, że wzbudza najczęściej dosyć skrajne
emocje, a jego twórczość zazwyczaj klasyfikowana jest jako tzw. „męska”. Nie
oznacza to oczywiście, że nie ma fanek wśród kobiet, czego sama jestem
obrazowym przykładem.
Niedawno ukazało się
wznowienie opowiadań o Baklym. Czas żyć,
czas zabijać to drugi tom poświęcony bezwzględnemu najemnikowi i mordercy
na zlecenie, chociaż od razu zaznaczam, że znajomość pierwszego nie jest
konieczna, by po niego sięgnąć.
W książce znajduje się pięć
tekstów. Trzy relatywnie krótkie opowiadania i dwa znacznie obszerniejsze,
którym byłoby bliżej do mini-powieści, gdyby były bardziej rozwinięte pod
względem fabularnym. Nieco paradoksalnie najlepszy jest pierwszy, najkrótszy
tekst „Alfons”, co jakby na to nie patrzeć, nie świadczy to najlepiej o całym
zbiorze. Nawet jeśli ktoś nie zna głównego bohatera, tutaj ma szansę poznać
jego motywy, zasady postępowania i to, jak sobie w życiu radzi. Ot, taki Bakly
w pigułce.
Kolejne opowiadanie („W
ciemności”) zaczyna się dobrze i czyta się równie nieźle, ale tylko do połowy.
Spokojnie można by wyrzucić z niego dwadzieścia-trzydzieści stron, na których
mowa jest dokładnie o tym samym, i
całość byłaby znacznie lepsza. Trzeci z krótkich tekstów, zamykający akurat
książkę, również jest całkiem przyzwoity, jeśli przymkniemy oko na rozwijającą
się zdolność głównego bohatera do stawania się supermanem, który wyjdzie cało,
choćby go posiekali na drobne kawałeczki…
I w ten sposób dochodzimy do
dwóch głównych punktów książki: „Pogoni za Czerwoną Gwiazdą” i „Do szpiku
kości”. Pomysły na fabułę obydwu z nich są bardzo dobre, utrzymane w typowej
dla fantasy konwencji. Problem w tym, że prześlizgując się przez kolejne
dziesiątki stron, można odnieść wrażenie, że cały czas czytamy o tym samym.
Innymi słowy, pomysł był, a wykonanie sprowadza się do mordobicia i rzezi, jaką
wokół siebie urządza Bakly. I jeszcze raz. A potem ponownie. Jeśli komuś to
odpowiada, w porządku, jednak od porządnego fantasy oczekuję jednak czegoś
więcej. Zwłaszcza że autora na to stać.
Sam Bakly to taka kwintesencja
bohatera, charakterystycznego dla powieści Zambocha. Jest twardszy niż stal,
pozbawiony skrupułów, liczą się dla niego jedynie pieniądze i własne słowo,
którego nie łamie, w przeciwieństwie do rak, nóg i kręgosłupów tych, którzy
staną mu na drodze. Albo na których dostanie zlecenie. W jego kreacji pojawia
się jednak wspomniany wcześniej zgrzyt. Z każdym kolejnym tekstem można odnieść
wrażenie, że zdolność Baklego do przeżycia jest nieograniczona, a on sam powoli
staje się nieśmiertelny. Chyba nie tędy droga, panie Zamboch…
Podsumowując, Czas żyć, czas zabijać to raczej
przeciętny zbiór opowiadań, który może stanowić lekką, odmóżdżającą wręcz
lekturę, gdy szuka się nie rozwiniętej fabuły, a dynamicznej akcji i bohatera,
dla którego zabójstwo to najszybszy i najłatwiejszy sposób rozwiązywania
problemów. Niemniej, zdecydowanie nie jest to najlepsza książka w dorobku
pisarza, dlatego zdecydowanie lepiej sięgnąć po inne pozycje jego autorstwa.
Zwłaszcza jeśli dopiero planujecie rozpocząć przygodę z jego twórczością.
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)