Premiera reportażu Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku
uniwersyteckim była jedną z najbardziej wyczekiwanych i najistotniejszych w
ciągu ostatnich miesięcy. Jon Krakauer podjął się przedstawienia tematu z
jednej strony szokującego i bulwersującego, a z drugiej wywołującego
niedowierzanie, złość i poczucie dojmującej niesprawiedliwości.
Missoula to niewielkie
miasteczko w malowniczej Montanie, słynące z uniwersytetu i działającej przy nim
drużynie futbolowej, Grizzlies. W latach 2010-2012 doszło w nim do fali ataków
seksualnych, których ofiarami padły mieszkające na terenie kampusu studentki. Gdy
o napaściach stało się głośno za sprawą relacji w prasie, Missoula przyciągnęła
uwagę całego kraju i została okrzyknięta „stolicą gwałtu”.
W swoim reportażu Krakauer
postanowił przedstawić wydarzenia, jakie rozegrały się w Missouli, po to jednak,
by pokazać je jako reprezentatywny obraz rzeczywistości, a nie patologiczny
ewenement. Jeśli takie sytuacje mają miejsce w małym miasteczku w Montanie,
równie dobrze mogą dziać się w każdym innym zakątku kraju i świata. I jak
ostrzegają nas wyniki badań, dokładnie tak jest. Gwałt to nie coś, co
przytrafia się jedynie w ciemnej uliczce, gdy kobieta wraca sama nocą do domu.
Statystycznie gwałcicielem znacznie częściej jest ktoś znajomy, ktoś kto nie
tylko niszczy swoją ofiarę pod względem fizycznym i emocjonalnym, ale dodatkowo
odziera ją z poczucia bezpieczeństwa w znanym i dotąd bezpiecznym środowisku.
Krakauer przytacza historie
kilku dziewczyn. Allison została zaatakowana przez swojego przyjaciela z
dzieciństwa. Chłopaka, z którym się wychowała i który nazywał ją swoją „małą
siostrzyczką”. I który po pewnej imprezie z pełną premedytacją poczekał, aż
dziewczyna, która miała u niego bezpiecznie przenocować, zaśnie. Wtedy zdarł z
niej spodnie i zgwałcił. Cecilia miała obejrzeć film z chłopakiem, który jej
się podobał, ale z którym nie planowała iść jeszcze do łóżka. Tylko, że on
postanowił nie przyjmować do wiadomości, że „nie” znaczy „nie”. Kelsey wypiła
na imprezie zdecydowanie za dużo i w pewnym momencie „urwał jej się film”. W
przebłyskach świadomości dotarło do niej, że czterech chłopaków doskonale bawi
się jej ciałem w najbardziej obrzydliwy sposób.
Missoula to wstrząsająca i bardzo trudna pod względem emocjonalnym
opowieść o tym, co dzieje się z ofiarą gwałtu, gdy napaść już się skończy.
Krakauer nie snuje rozważań, co by było gdyby; nie zastanawia się, dlaczego
doszło do danego ataku. Po prostu bardzo empatycznie opowiada poszczególne
historie, w których moment samej napaści jest dopiero początkiem i to wcale nie
on okazuje się najbardziej bolesny.
To co przeraża prawdopodobnie
najbardziej to katastrofalna znieczulica, bezmyślność i zwyczajnie zła wola
zarówno ze strony organów ścigania, jak i otoczenia ofiar. Pokutuje
przekonanie, że to zgwałcona kobieta powinna się wstydzić, że wina za napaść do
pewnego stopnia leży po jej stronie. Jak może dziwić, że tak niewielki odsetek
ataków seksualnych jest zgłaszany, skoro już pierwszy kontakt z policją może
być dla kobiety traumatyczny? Jak można zareagować, gdy przyjmujący zgłoszenie
policjant zadaje ofierze uwłaczające pytania, bądź też otwarcie wątpi, czy
faktycznie doszło do gwałtu? Bo może zdradziła chłopaka i chce w ten sposób
ukryć zdradę? Nie, to nie chory żart, a spotykana reakcja. Mało tego, policjanci
w Missouli - powołując się na nieistniejące badania - próbowali przekonywać
jedną z ofiar, że statystycznie co drugie zgłoszenie gwałtu jest oszustwem!
Dlaczego kiedy ktoś głośno krzyczy, że go okradli lub pobili, nikt nie poddaje
jego słów w wątpliwość, natomiast gdy kobieta mówi, że została zgwałcona, od
razu pojawiają się sugestie, czy przypadkiem nie chce w ten sposób znaleźć się
w centrum uwagi (!) bądź, nie daj Boże, zemścić się na jakimś facecie?
Muir [szef policji w Missouli] oznajmił, iż to, że Kelsey była zamroczona, nie wskazuje jednoznacznie na to, że w tym samym czasie była fizycznie bezradna. Dodał, że sprawa Kelsey stałaby się przedmiotem postępowania, gdyby dziewczyna była całkowicie nieprzytomna przez cały czas, a że co jakiś czas na moment odzyskiwała przytomność, jej twierdzenie, iż nigdy nie zgodziła się na seks, nie jest wiarygodne.
Tutaj pojawia się druga
kwestia i jednocześnie punkt wspólny historii przedstawionych przez Krakauera.
Akurat tak się zdarzyło, że wszyscy napastnicy okazali się zawodnikami
ukochanej w mieście drużyny futbolowej. Dla wielu mieszkańców było więc
nieprawdopodobne, że podziwiani zawodnicy, których oglądali na meczach z całymi
rodzinami, mieli by być gwałcicielami. Tacy mili, dobrze wychowani chłopcy! Kto
więc jest winien? Dziewczyna oczywiście. Bo zmyśla, bo się mści, bo jest
nienormalna. Bo przecież on może mieć każdą, więc czemu miałby gwałcić? I nikomu
nie przychodzi do głowy, że skoro może mieć każdą, to może nie przyjmować do
wiadomości, że trafi się taka, która go nie chce. Jeśli nawet wina jest
bezsporna, nie nazywa się rzeczy po imieniu – to nie gwałt, to „błąd”, to
„jedna zła decyzja”, to wreszcie „nic takiego, nad czym nie można by przejść do
porządku dziennego”. Dlaczego więc miałoby to pociągnąć za sobą konsekwencje w
postaci złamania życia tak obiecującemu młodemu człowiekowi?
Tego typu reakcje zarówno
społeczeństwa, jak i wymiaru sprawiedliwości, który w teorii głosi piękne
hasła, a w praktyce jest źle działającą machiną, w której sprawiedliwość jest
kwestią czysto abstrakcyjną, nie są typowe tylko dla Stanów Zjednoczonych.
Wystarczy przypomnieć sobie jakiekolwiek afery związane z molestowaniem
seksualnym w Polsce - od razu pojawiają się liczne głosy oskarżające kobietę na
równi z napastnikiem. To niesprawiedliwe. Mało tego, to obrzydliwe. Trzeba mówić
o tym głośno, bo mimo całego „ucywilizowania”, kultura gwałtu ma się we
współczesnym świecie doskonale.
Reportaż Jona Krakauera to
niezwykle istotny głos w tej sprawie. Ważniejszy o tyle, że zabrany przez
mężczyznę, wybitnego i popularnego pisarza, dlatego mający szansę dotrzeć do
szerszych kręgów. Autor nie boi się nazywać rzeczy po imieniu. Mówi głośno i
otwarcie, a przy tym jest delikatny i zdaje się doskonale rozumieć bohaterki
tych historii. I wreszcie, po Missoulę
warto sięgnąć nie tylko dlatego, że jej tematyka jest tak ważna, to po prostu
kawał bardzo dobrej literatury faktu, obok którego trudno przejść obojętnie.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)