Ruda wiedźma powróciła właśnie
z przytupem jako Wiedźma naczelna.
Ostatni tom trylogii przedstawiający historię W. Rednej i wampirzego władcy
Lena miał premierę dwa dni temu. I z przyjemnością stwierdzam, że utrzymuje
równie dobry poziom, co dwa poprzednie.
Wolha Redna, oficjalna wiedźma
naczelna państwa Dogewy, opuszcza dolinę i stanowisko, by krążąc po bliższych i
dalszych krainach zdobyć materiały do pracy dyplomowej. Tak przynajmniej brzmi
oficjalna wersja. Naprawdę młodą wiedźmę przeraża wizja zbliżającego się
wielkimi krokami ślubu, dlatego ucieka, by zażyć ostatnich chwil wolności. W
praktyce wygląda to tak, że snuje się od wioski do wioski, gdzie para się
łapaniem strzyg, rzucaniem uroków i rozwiązywaniem tajemnic. Trochę niczym
wiedźmin w spódnicy, którego głównym orężem są jednak czary, a nie miecz. I
zdecydowanie ze znacznie większym przymrużeniem oka.
Książka składa się z pięciu części,
z których dwie pierwsze stanowią pozornie oddzielne historie – ot kolejne przygody
W. Rednej, która ściga upiora w pewnym rycerskim zamku, a potem bada dziwne
anomalie w pewnym jeziorku. Dopiero kolejne rozdziały stanowią znacznie
bardziej zwartą opowieść. W nich też pojawiają się wreszcie pozostali
towarzysze wiedźmy – trolla-najemnik, gotowy sprzedać własne dziecię za solidną
sakiewkę, blondwłosa najemniczka o gołębim sercu i twardym bicepsie oraz wampir,
ową najemniczką całkowicie, lecz nieotwarcie oczarowany. Nie może też
oczywiście zabraknąć władcy Dogewy, Lena. Wraz z rozwojem fabuły okazuje się, że
to co pozornie wyglądało jak ciekawostka i zwykłe opowiadanie, ma znaczący
wpływ na całą historię i dodaje jej wyrazistszego smaczku.
I tylko łezka w oku się kręci,
że to już koniec. Wprawdzie sama Wolha jeszcze powróci w Wiedźmich opowieściach, będą to już jednak opowiadania nie związane
bezpośrednio z główną historią. Z jednej strony szkoda, bo polubiłam
niebanalny, rozchwiany, ale pełen uroku duet wiedźmy i wampira, równie mocno co
ich drużynę. Z drugiej strony, doceniam fakt, że autorka nie zdecydowała się
rozciągać cyklu na siłę. Miała do opowiedzenia pewną historię, zrobiła to i
wiedziała, kiedy skończyć. A zrobiła to wtedy, gdy opowieść nadal była świeża,
zabawna i po prostu dobra.
Jak wspomniałam na początku, Wiedźma naczelna utrzymuje ten sam
poziom co dwa poprzednie tomy. To bardzo przyjemna i zaskakująca niespodzianka,
rzadko zdarza mi się bowiem trafiać na trylogie czy cykle, gdzie przynajmniej
jeden z tomów nie pokazywałby spadku formy autora. Samej Gromyko zdarzyło się
to chociażby w Roku szczura. Tu
jednak nic takiego nie miało miejsca. Może zadziałały czary Wolhy? Snuta przez
autorkę opowieść nadal jest pełna akcji i przygód, wciąż też bawi do łez. Bo
trzeba pamiętać, że to właśnie bardzo lekkie pióro Olgi Gromyko, dowcip i
sylwetki bohaterów stanowią główne atuty wszystkich powieści o W.Rednej. Przygodowa
fabuła jest interesująca, ale nie powala na tyle, by piać nad nią z zachwytu. Nie
o to zresztą chodzi – liczy się doskonała zabawa i rozrywka. A tych Wolha
dostarcza w stopniu w pełni satysfakcjonującym!
Mówiąc krótko, jeśli szukacie
lekkiej lektury, która Was zrelaksuje i zapewni dużą porcję dobrego humoru,
przygody wiedźmy na pewno Was nie rozczarują. Gorąco polecam zarówno Wiedźmę naczelną, jak i całą trylogię!
Przeczytaj także:
UWAGA!
Wiedźma naczelna wyrusza w drogę po Polsce. Macie ochotę przywitać ją u siebie w domu i spędzić z nią trochę czasu? Gwarantuję, że będziecie się razem doskonale bawić! Zapraszam do udziału w akcji "Book Tour z Wiedźmą naczelną". Szczegóły znajdziecie tutaj.