Mark Lawrence ewidentnie stawia
na bohaterów, którzy wyłamują się z powszechnie przyjętego kanonu. Jorg z Rozbitego imperium był typowym
antybohaterem, brutalnym, cynicznym i okrutnym mimo bardzo młodego wieku. Z
kolei jedynym pasującym do księcia atrybutem, jaki dzierży książę Jalan,
którego losy przedstawia Wojna Czerwonej
Królowej, to… dobra prezencja.
Tchórzliwy, sprzedajny oraz
totalnie pozbawiony honoru i uczuć rodzinnych, Jalan nie jest niczym więcej niż
ludzką gnidą noszącą strojne ciuszki. Zdradzić przyjaciół, by ratować skórę?
Proszę bardzo. Zostawić dziecko, które się miało pod opieką i uciec na widok
nadchodzącego wroga? Naturalnie! A jeśli można jeszcze przy tym trochę zarobić,
Jalowi nie drgnie nawet powieka.
I w rękach takiego oto
człowieka znalazł się legendarny, tytułowy klucz kłamcy, stworzony przez samego
Lokiego, a wraz z nim losy całego świata. Wraz ze Snorrim, potężnym Wikingiem,
z którym połączyła go klątwa Milczącej Siostry, Jal wyrusza więc w podróż, by
odnaleźć drzwi prowadzące do świata zmarłych. Muszą się spieszyć, zwłaszcza że
ich tropem już podążają słudzy Martwego Króla, a i pomniejsi gracze próbują
ugrać coś dla siebie.
Klucz Kłamcy to dobra, choć nie pozbawiona pewnych wad, kontynuacja
Księcia głupców. Lawrence po raz
kolejny zabiera czytelnika do uniwersum znanego z poprzednich powieści, czyli setki
lub tysiące lat w przyszłość, gdy znany nam świat został zniszczony i rozbity,
a granica między magią i rzeczywistością oraz życiem i śmiercią stała się
bardzo delikatna i zaburzona.
Podobnie jak w poprzednim
tomie, tak i tym razem mamy do czynienia z pełną akcja powieścią drogi.
Bohaterowie są w nieustannym ruchu, walczą z wrogami i wpadają w pułapki
zastawiane przez intrygantów zajmujących najwyższe pozycje w grze o losy
świata. Interesującym wątkiem okazały się retrospekcje z młodości wzbudzającej
powszechny strach Czerwonej Królowej oraz dzieciństwa Jala. Pozwalają one
lepiej zrozumieć może nie samych bohaterów, ale okoliczności, które ich
ukształtowały.
W pewnym momencie doszłam
jednak do wniosku, że autor nieco przesadził podkreślając wyjątkowe tchórzostwo
i brak honoru głównego bohatera. Zbyt wiele pojawiło się tu podobnych scen, gdy
książę zamiera ze strachu, ucieka w popłochu bądź dokonuje czynów, uznawanych
powszechnie za bohaterskie, tylko w akcie paniki. Zbyt często też sam Jal
podkreśla, jak to pozbawiony jest odwagi i jak nic poza złotem się dla niego
nie liczy. Czytelnikowi naprawdę nie trzeba nieustannie przypominać o tym tak
dosłownie, jest to wystarczająco wyraźne w jego postępowaniu.
Niestety, nie da się również
nie dostrzec fatalnej korekty, która stała się już niejako znakiem
rozpoznawczym książek wydawanych przez Papierowy Księżyc. Przecinki żyją tu
własnym życiem, a literówki plączą się po tekście aż (nie)miło. Bardzo cenię
sobie to wydawnictwo i większość wydawanych przez nich powieści fantasy biorę w
ciemno, dlatego tym bardziej przykro mi, gdy widzę takie „kwiatki” w tekście.
Podsumowując, mimo pewnych
niedociągnięć, Klucz Kłamcy to
naprawdę niezła powieść fantasy, w której dość mroczna fabuła splata się z poczuciem
humoru i ironią prezentowanymi przez nietypowego głównego bohatera. Do kanonu
gatunku raczej nie wejdzie, ale z pewnością zapewni kilka przyjemnych
wieczorów. Teraz tylko pozostaje pytanie, kiedy ukaże się trzeci tom. Oby już
wkrótce!
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)