Himalaje, rok 1935. Pięciu
Brytyjczyków podejmuje próbę zdobycie zabójczego szczytu, Kanczendzongi. Już od
pierwszych dni góra pokazuje im swoją moc i potęgę. Szybko też daje im się we
znaki choroba wysokościowa i samotność.
Mężczyźni podążają tą samą
trasą, co przed blisko trzydziestu latach niemal legendarna już wyprawa pod
przewodnictwem Lyella. Wróciło z niej tylko dwóch ludzi, a losy pozostałych,
którzy zginęli na szlaku, zostały opisane w książce Skrawieni, lecz niezłomni, którzy dla następnego pokolenia
himalaistów stałą się kultowa. Cień ówczesnych wydarzeń towarzyszy bohaterom na
każdym kroku, bo – jak się okazuje – wersja przedstawiona w książce różni się
od prawdziwej, a góra nie jest tak opuszczona, jak mogło by się wydawać.
To już moje drugie spotkanie z
autorką. Jej Cienie w mroku zmroziły mi
krew w żyłach blisko cztery lata temu. Nie sposób nie porównać tych dwóch
powieści. Łączy je czas akcji, gatunek oraz ogólna koncepcja. W przypadku Cieni… mieliśmy do czynienia z piątką
młodych Anglików, którzy wyruszają na wyprawę badawczą na Spitsbergen. Na dalekiej Północy także
czaiło się w mroku coś, czego lepiej było unikać. Podobieństw jest więc sporo, można
je jednak zaliczyć na plus i nie trzeba się obawiać kopiowania przez autorkę
własnych pomysłów.
Narratorem powieści jest trzydziestokilkuletni lekarz,
Stephen Pearce, który dołącza do wyprawy niemal w ostatniej chwili, zastępując
poprzedniego uczestnika. Jako jedyny nie fascynuje się opowieściami o Lyellu,
stara się też racjonalizować zabobonny strach przed górą, którego nie kryją
miejscowi tragarze. Jednocześnie rywalizuje ze swoim starszym bratem,
organizatorem całego przedsięwzięcia, z którym od dzieciństwa łączą go trudne i
niejednoznaczne relacje.
Podobnie jak w Cieniach
w mroku, klimat powieści jest niesamowity i przejmujący grozą. Początkowy
niepokój głównego bohatera stopniowo przeradza się w strach i poczucie
zagrożenia, a czytelnik przejmuje jego emocje. Dodatkowym smaczkiem jest
wierność realiom epoki, co widać zarówno w języku narracji, jak i postępowaniu
poszczególnych bohaterów. Z jednej strony jest zasygnalizowany wypaczony moim
zdaniem sposób życia ówczesnej klasy wyższej, który najstarszemu synowi
zapewniał wszystko, a młodszego zmuszał do pracy zarobkowej. Nie sposób nie
dostrzec podziału na bogatych i uprzywilejowanych oraz tej „gorszej”,
pogardzanej części społeczeństwa. Z drugiej strony wyraźnie widoczny jest
rasizm w stosunku do tubylców, traktowanych przez większość „sahibów” jako
istoty pośledniejsze i prymitywne.
Jak twierdzi autorka, powieść powstała z jej
wieloletniej miłości do gór. Warto wspomnieć, że Paver odwiedziła miejsca, o
których pisze i samodzielnie przeszła część trasy, którą potem wysłała swoich
bohaterów. Na kartach książki pojawiają się też odniesienia do prawdziwych wypraw
i himalaistów.
I jeszcze dwa słowa na temat samego wydania. Bardzo
mnie cieszy, że Czwarta Strona wydała książkę w szacie graficznej idealnie
pasującej do poprzedniej powieści (Cienie
w mroku zostały wydane przez W.A.B.). Niestety osoba odpowiedzialna za
napisanie blurba nie odrobiła lekcji. Z opisu możemy się dowiedzieć, że na
wyprawę rusza pięciu Anglików, tymczasem wśród owej piątki był również Szkot. Niby
szczegół, ale drażniący – to trochę tak, jakby Kaszuba nazwać góralem.
Podsumowując, Przepaść
to klimatyczna powieść grozy, która na pewno przypadnie do gustu fanom gatunku.
Warto sięgnąć!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz