Najnowsza powieść z serii „Artefakty” utwierdziła mnie w przekonaniu, że - mimo pojedynczych wpadek –
to obecnie najlepsza seria science-fiction na naszym rynku. Od premiery 451° Farenheita upłynęło blisko
siedemdziesiąt lat, a książka nadal ma moc i zmusza do gorzkiej refleksji na
temat naszego świata.
Bliżej nieokreślona
przyszłość. Guy Montag pracuje jako strażak, jego praca w niczym jednak nie
przypomina tego, czego moglibyśmy oczekiwać. Strażacy przyszłości nie gaszą
pożarów (w świecie, gdzie domy stały się nie palne ten problem praktycznie nie
istnieje), a sami wywołują ogień. I to w bardzo konkretnym celu – palą książki,
które są całkowicie zakazane, a ich posiadanie jest surowo karane, z karą
śmierci włącznie. Na marginesie, tytuł powieści jest znamienny o tyle, że
oznacza temperaturę, w jakiej zaczyna spalać się papier.
Montag nie zastanawia się nad
tym, co robi. Przyjmuje za rzecz oczywistą, że musi podporządkować się rozkazom,
których nigdy nie kwestionuje. Dopiero dwa wydarzenia wstrząsają nim do głębi,
tak że otwiera oczy i świeżym spojrzeniem patrzy na otaczającą go
rzeczywistość. Pierwszym jest spotkanie z nastolatką, która uważana jest za
aspołeczną, ponieważ zamiast bezmyślnie spędzać czas na oglądaniu telewizji
bądź uczestniczyć w ulicznych rozróbach, spaceruje w deszczu, cieszy się z
niewielkich rzeczy i… ośmiela się pytać, dlaczego świat jest urządzony tak, jak
jest. Drugą osobą, która zmienia punkt widzenia Guya jest anonimowa kobieta,
która ginie w płomieniach wraz ze swymi książkami. Montag boleśnie przekonuje
się, że niszczenie papieru to jedno, a patrzenie na śmierć drugiego człowieka
to już coś zupełnie innego.
Powieść Bradbury’ego to dystopia,
która nie tylko niemal się nie zestarzała, ale też w obecnych czasach staje się
bardziej realna niż w latach 50., gdy powstała. To świat, w którym ludzie sami
stopniowo porzucili kulturę wyższą i literaturę na rzecz prostych przyjemności,
co ostatecznie zaowocowało totalnym ogłupieniem społeczeństwa. Widzimy masy
ludzi tkwiących w „pokojach telewizyjnych”, otoczonych przez mówiących do nich
ze ścian aktorów, słuchających ich bełkotu, który jest głośny, ale nie
przekazuje praktycznie żadnego sensu. Widzimy świat, w którym więzy rodzinne i
uczuciowe nie istnieją. Widzimy nastolatków, którzy wyrażają swoje frustracje urządzając
wyścigi uliczne i zabijając dla zabawy przypadkowych ludzi. Wreszcie, widzimy
narastającą falę samobójstw. Ludzie są nieustannie zajęci, nie mają czasu, by
usiąść i porozmawiać, ani tym bardziej pomyśleć. Samodzielne myślenie jest
bowiem niebezpieczne.
Mimo niewielkiej objętości (powieść liczy niecałe 150 stron) 451° Farenheita czyta się jednym tchem, a jej przekaz jest mocny i zmusza do zastanowienia, czy przypadkiem nie zdążamy w podobnym kierunku, co świat przedstawiony przez Bradbury’ego. Warto sięgnąć!
Mimo niewielkiej objętości (powieść liczy niecałe 150 stron) 451° Farenheita czyta się jednym tchem, a jej przekaz jest mocny i zmusza do zastanowienia, czy przypadkiem nie zdążamy w podobnym kierunku, co świat przedstawiony przez Bradbury’ego. Warto sięgnąć!
Sprawdź inne bestsellery w księgarni Tania Książka.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz