"Kolekcjoner kości" Jeffery Deaver

Kilkanaście lat temu „odkryłam” Kolekcjonera kości - thriller, któremu niewiele powieści z tego gatunku mogło dorównać. I to mimo że od pierwszego spotkania z J. Deaverem minęło naprawdę dużo czasu, a na koncie przeczytanych książek przybyło tyle tytułów, że część zdążyła nawet wylecieć mi z pamięci. Teraz postanowiłam skorzystać z pretekstu, jaki dało mi wznowienie cyklu o Lincolnie Rhymie i odświeżyć dawną lekturę. I wiecie co? Ta książka naprawdę ma w sobie to „coś”.



W Nowym Jorku nieznany sprawca porywa z lotniska mężczyznę i kobietę wracających z podróży służbowej. Jeszcze tego samego dnia zostają odnalezione zwłoki mężczyzny. Morderca zakopał go żywcem z ziemi, pozostawiając na powierzchni jedynie obdartą ze skóry i mięśni dłoń. Bazując na pozostawionych wskazówkach, śledczy uznają, że uprowadzona kobieta jeszcze żyje i jest szansa na jej uratowanie. Do śledztwa zostaje zaangażowany Lincoln Rhyme, przed laty legenda kryminalistyki, po tragicznym wypadku sparaliżowany, zgorzkniały i przykuty na stałe do łóżka. Rozpoczyna się walka z czasem.

Przed laty Kolekcjoner kości zyskał sławę głównie ze względu na całkiem niezłą ekranizację z Denzelem Washingtonem i Angeliną Jolie w rolach głównych (aż mnie korci, by film także sobie odświeżyć). Warto mieć jednak na uwadze, że powieść jak najbardziej broni się sama, dostarczając mocnych wrażeń i zaskakując zwrotami akcji.

Deaver stworzył interesujący, a przy tym nietypowy duet śledczych – genialnego, ale irytującego i nieliczącego się z ludźmi kryminologa oraz doświadczoną przez życie, zadziorną policjantkę. Dla niego liczą się tylko dowody, nie motywy, a dla niej ludzie, których nie potrafi traktować jak bezimienne ofiary czy obojętnych świadków. Oboje borykają się z własnymi demonami, znajdując ujście emocji w zupełnie odmiennych działaniach. Między nimi iskrzy, ale nie tak, jak mogłyby oczekiwać miłośniczki romansów (od razu uprzedzam, love story tu nie znajdziecie).

Punkt centralny stanowi oczywiście tytułowy Kolekcjoner Kości. Wodzi za nos policję, chociaż nie w takim stopniu, jak by tego pragnął. Cierpi na obsesję i żyje żądzą zemsty, a przede wszystkim w wyrachowaną precyzją dobiera i okalecza ofiary. Wzbudza odrazę i lęk, ma w sobie coś nieludzkiego, co każe się zastanawiać, jakie demony mogą tkwić w pozornie normalnym człowieku. Czy jest to postać wiarygodna? Do pewnego stopnia zdecydowanie tak, chociaż pojawiają się drobne elementy, które mogą uwierać. Na szczęście są to szczegóły, więc można bez wyrzutów sumienia przymknąć na nie oko.

Deaver wodzi za nos czytelnika równie skutecznie jak robi to morderca ze śledczymi. Podrzuca tropy, prowadzi w danym kierunku, po czym okazuje się, że wszystko to było zmyłką, celowym wprowadzeniem w błąd. I to tylko po to, by po chwili zrzucić prawdziwą bombę.


Z przyjemnością mogę stwierdzić, że mimo upływu lat Kolekcjoner kości nadal robi wrażenie. To świetnie napisany i przemyślany thriller, który ma w sobie wszystko to, co potrzeba, by przykuć uwagę czytelnika od pierwszej do ostatniej strony. Serdecznie polecam!

Sprawdź inne nowości w księgarni Tania Książka.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.



Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze