Zazwyczaj nie mam problemu, by
chwaląc zalety danej książki, jednocześnie wytknąć, co mi się w niej nie
podobało. Znacznie gorzej wygląda sytuacja, gdy trafiam na pozycję wzbudzającą
niekłamany zachwyt. Mam wtedy wrażenie, że nie jestem w stanie oddać wszystkich
emocji i wrażeń, jakie wywołała lektura. Jednocześnie czuję, że nie jestem z
siebie wykrzesać więcej niż „Wow! Jakie to było dobre!”.
Właśnie takie uczucie
wzbudziła we mnie Wojna i pokój Lwa
Tołstoja, po którą sięgnęłam dzięki wznowieniu w cudnej szacie graficznej.
Jestem świeżo po lekturze trzeciego i czwartego tomu, które zostały wydane
razem i które podczytywałam przez blisko dwa tygodnie, dawkując sobie tę
przyjemność, przy okazji robiąc odskocznie w lżejsze i bardziej współczesne
klimaty.
Tom trzeci to kontynuacja
wydarzeń z poprzedniego tomu. Wielowątkowa akcja koncentruje się przede wszystkim
na losach związanych ze sobą rodzin Rostowów, Bołkońskich i księcia Bezuchowa. Z
przyjemnością śledziłam ich przemiany i odkrywanie własnego „ja”, chociaż czasem
ich doświadczenia bywały tragiczne. Część bohaterów obdarzyłam dużymi pokładami
sympatii, niektórzy wzbudzali współczucie, a inni niechęć i irytację (Nataszy
nie byłam w stanie polubić już od pierwszego spotkania). Jednego bowiem nie
można odmówić Tołstojowi – na kartach powieści stworzył nie zwykłych literackich
bohaterów, a ludzi z krwi i kości, z którymi można się zżyć i których losami
można się żywo przejąć. I to mimo że ich sposób myślenia czy mentalność niekoniecznie
pokrywa się z naszą.
To co staje się udziałem
Rostowów, Bołkońskich i postaci, które wokół nich „krążą”, dzieje się na tle
wojen napoleońskich. Przed wojenną zawieruchą i polityką nie ma ucieczki,
nieważne czy pochodzi się z arystokracji czy innej warstwy społecznej. Kule i
szable nie wybierają wedle pochodzenia, więc jeśli żołnierz wyrusza, by wziąć
udział w bitwie, zawsze wiąże się to z ryzykiem, a rozpacz rodziny w przypadku
tragicznego końca jest taka sama, niezależnie od posiadanych środków. W tle
pojawia się także inne istotne wydarzenie w historii Rosji – powstanie dekabrystów.
Początkowo miało ono pełnić równie ważną rolę w powieści, co wojny
napoleońskie, ale ostatecznie autor zmienił nieco tę koncepcję.
Wojna i pokój w pełni zasłużenie jest uznawana za rosyjską epopeję
narodową. Nie dziwi mnie także, że pojawia się w większości zestawień typu „100
książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią”. Oczarowała mnie, porwała i
zachwyciła. Warto się nią delektować i absolutnie nie zniechęcać objętością. To
właśnie rozmach, z jakim została napisana, jest jednym z powodów, dla których
tak pysznie smakuje!
Przeczytaj także wrażenia z lektury tomów I i II.
Za przyjemność obcowania z klasyką dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz