Dzień Czytania Stephena Kinga, czyli trochę mi nie wyszło

Wczoraj po raz kolejny już świętowaliśmy razem ze Stephenem Kingiem jego urodziny. W jaki sposób? Czytając jego książki oczywiście! 


Mistrz skończył 71 lat, aż trudno w to uwierzyć. Jego powieści towarzyszą mi od czasów szkoły średniej, kiedy zaczytywałam się w horrorach. Z czasem znacznie bardziej zaczęłam cenić sobie także inne książki z jego dorobku, nie tylko te nastawione stricte na przestraszenie czytelnika. 

Moją ulubioną niezmiennie pozostaje Cmętarz zwieżąt, przeczytany trzy lub cztery razy. Mam też ogromny sentyment do Miasteczka Salem, od którego zaczęła się moja przygoda z Kingiem. Mogłabym jeszcze wspomnieć o Worku kości, Bastionie, Tym, Ręce Mistrza oraz Wielkim Marszu. I oczywiście opus magnum, czyli cyklu Mroczna Wieża. Skoro jednak już pojawiły się jakieś tytuły, to jak mogłabym zapomnieć o Lśnieniu, Doktorze Sen, Rose Madder, Śpiących królewnach czy Outsiderze? I jeszcze wielu, wielu innych. Owszem, Kingowi zdarzają się literackie wpadki, ale tych dobrych i bardzo dobrych książek zdecydowanie jest więcej.

Wczorajszy dzień miałam świętować przy Trylogii. Pan Mercedes. Niestety ostatnie trzy tygodnie dały mi porządnie w kość, co przełożyło się na brak czasu na lektury. A ponieważ jestem w połowie Dziwnej pogody Joego Hilla, to przy niej pozostałam. Nie sądzę, by Mistrz miał mi za złe, że uczczęiłam jego urodziny przy książce jego utalentowanego syna :) 


Żałuję tylko, że moje świętowanie było raczej symboliczne. Po całym dniu w pracy i kinderbalu w gronie żywiołowych siedmiolatków, mogłam zacząć dopiero grubo po 21. Zawsze to jednak coś :)

Czy Wy także świętowaliście z Kingiem? 

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze