"Dziwna pogoda" Joe Hill

O mojej fascynacji twórczością Stephena Kinga wie chyba każdy, kto zagląda tutaj przynajmniej od czasu do czasu. Nie kryję tego, a Autora wprost nazywam Mistrzem. Tym bardziej cieszy mnie, że jego syn, Joe Hill, dorównuje mu talentem, co skutecznie potwierdza kolejnymi książkami. A po lekturze Dziwnej pogody zastanawiam się, czy w krótkiej formie nie jest nawet lepszy od ojca.



Jest to zbiór czterech mini-powieści, bądź – jak ktoś woli – rozbudowanych opowiadań, z których każde reprezentuje inny gatunek. Mamy więc historię rodem z horroru, pozbawiony elementów fantastycznych thriller, dalej historię dla odmiany całkowicie fantastyczną i wreszcie opowieść w klimatach postapokalipsy. Zupełnie odmienna tematyka, różni bohaterowie i spojrzenie na świat, a jednocześnie ta sama wnikliwa obserwacja świata i niuanse, które sprawiają, że każdą z historii można odczytać zarówno dosłownie, jak i metaforycznie.

„Zdjęcie” to opowieść o kilkunastoletnim chłopaku, który jest przekonany, że powodem, dla którego jego dawna opiekunka traci pamięć, wcale nie jest wiek i starcza demencja, a bardzo konkretna osoba. Chociaż może wcale nie jest to człowiek? Opowiadanie to w ciekawy sposób łączy elementy grozy z piękną, lecz nieoczywistą historią o miłości, która jest silniejsza niż wszystko, co logiczne i możliwe do wytłumaczenia. I wcale nie chodzi tu o relację romantyczną.

„Naładowany” to z kolei gratka dla miłośników mocnych wrażeń. Świetny thriller, którego punktem wyjścia jest strzelanina w centrum handlowym. Bohaterem dnia zostaje ochroniarz, który z narażeniem życia wkracza do akcji i strzela do napastniczki zanim ta atakuje większą liczbę osób. Tak brzmi wersja oficjalna, prawda jednak wcale nie jest tak oczywista. To jedno z lepszych opowiadań nie tylko w zbiorze, ale w tej tematyce w ogóle. Doskonale przedstawia problem rasizmu, uprzedzeń, niekontrolowanej agresji oraz skutków, jakie może wywołać nieleczona trauma wojenna.

„Wniebowzięty” jest najsłabszym tekstem w zbiorze, co jednak nie oznacza, że jest słaby w ocenie ogólnej. Przedstawia historię nieszczęśliwie zakochanego chłopaka, który dla swej wybranki postanawia skoczyć ze spadochronem. Niestety, nic nie przebiega, jak by tego chciał i przyjdzie mu zmierzyć się nie tylko z własnymi złudzeniami, ale też czysto fizyczną walką o przetrwanie. Dodatkowy plusik za to, że tematyka opowiadania bardzo dobrze współgra z iluzorycznym miejscem, w jakim toczy się jego akcja.

Takie właśnie akcje promocyjne uwielbiam :)
(z podziękowaniem dla Mamy za walkę z parasolem podczas robienia zdjęcia w czasie naprawdę dziwnej i kiepskiej pogody)

I wreszcie mamy „Deszcz”, czyli niewielką objętościowo, ale mocną opowieść o tym, jak pewnego dnia zamiast kropli deszczu z nieba zaczęły spadać miliony ostrych jak noże kryształów. W ciągu zaledwie kilku dni przy życiu pozostała zaledwie garstka niedobitków, starająca się po prostu przetrwać. Mamy tu jak zwykle uaktywniających się w trudnych czasach fanatyków oraz zwykłych ludzi, w których budzi się to, co najgorsze. Jednym słowem, jest co czytać.


Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona całym zbiorem. Do tej pory znałam twórczość Hilla z powieści, teraz przekonałam się, że i krótka forma nie ma przed nim tajemnic. Serdecznie polecam!


Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze