Marta Kisiel to autorka
specyficzna i jedna z niewielu, której udaje się wzbudzać różne skrajne reakcje
i emocje, wśród których próżno jednak szukać obojętności. Mnie podbiła Dożywociem i Siłą niższą, dlatego po Toń
sięgnęłam bez wahania, mając jednak na uwadze, że jest to historia zupełnie
inna i w znacznie poważniejszych klimatach.
Gdy Dżusi Stern otrzymuje
telefon, że ma stawić się w rodzinnym mieszkaniu, które opuściła kilka lat
wcześniej, pewne są dwie rzeczy. Po pierwsze, najprawdopodobniej będzie tego
żałować. Po drugie, nie ma wyboru, bo ciotce Klarze po prostu się nie odmawia.
I kropka. O prawdziwości tego pierwszego, Dżusi przekonuje się niemal
natychmiast, kiedy to łamie najważniejsze zasady, których przestrzegania była uczona
już od najmłodszych lat i wpuszcza do mieszkania ciotki niejakiego Ramzesa. Kim
jest tajemniczy mężczyzna, wzbudzający taki popłoch wśród wrocławskich
antykwariuszy? Czego naprawdę szukał w mieszkaniu Klary?
Owszem, Toń to opowieść całkowicie różniąca się od wspomnianego wcześniej Dożywocia, a jednak nie sposób nie
rozpoznać w niej powieści Marty Kisiel. Charakterystyczne, lekkie i barwne
pióro autorki (a właściwie Ałtorki, jak czule nazywana jest przez fanów) jest
nie do podrobienia. I nieważne, czy mowa jest o lekkiej komedii czy mrocznej
historii, w której trup ściele się dosyć gęsto, a nawet w scenach gdy się nie
pojawia, dominuje drapieżny mrok. Dlatego, jeśli obawialiście się tego
poważniejszego oblicza twórczości pisarki, to spieszę Was uspokoić – nie będziecie
rozczarowani.
Powieść ma trzy zasadnicze
zalety. Po pierwsze, w nietypowy i szalenie intrygujący sposób podchodzi do
motywu podróży w czasie. Żadnych kopiowanych po poprzednikach pomysłów, a
przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Żadnych wehikułów czy innych cudów. Za
to – jakkolwiek absurdalnie może to brzmieć – mamy tu realizm tego rodzaju, że
jeśli podróże w czasie byłyby możliwe, to mogłyby się odbywać właśnie w taki
sposób.
Po drugie, mimo elementów
fantastyki, które nadają całej historii odpowiednią barwę, smak i kształt, Toń porusza znacznie bardziej
przyziemne, często bolesne wątki. Kierujące bohaterami pobudki i ich
doświadczenia są do bólu prawdziwe. Wychowanie w toksycznej rodzinie, szantaże
emocjonalne, brak akceptacji ze strony najbliższych, wygórowane ambicje i
żądania odciskające piętno na dzieciach to tylko część tego, z czym przyjdzie
się zmierzyć nie tylko bohaterom, ale i czytelnikowi zagłębiającemu się w ich
losy.
Wreszcie, same postaci
sprawiają, że książkę trudno odłożyć. Na pierwszy plan wysuwają się siostry – Eleonora
i Dżusi. Stanowią swoje całkowite przeciwieństwa; starsza to poukładana do
przesady pedantka, kontrolująca nawet swoje emocje, młodsza jest wybuchowa,
emocjonalna, a czasem sprawiająca wrażenie pozbawionej rozumu. Mimo to, gdy
przychodzi co do czego, uzupełniają się wzajemnie bardzo dobrze. Nie sposób też
nie dostrzec, jak na ukształtowanie ich charakterów miało wpływ ich
dzieciństwo. Jednak to nie siostry Stern stanowią najbarwniejszą nitkę w gobelinie
postaci. Z każdym rozdziałem, coraz bardziej interesująca i trudna do
jednoznacznej oceny okazuje się ich ciotka Klara. Cała show kradną jednak
Ramzes i pani Matylda. Dlaczego? Lepiej przekonajcie się na własnej skórze.
Mówiąc krótko, Toń to naprawdę dobra lektura – wciągająca
i wymykająca się schematom. Warto sięgnąć i dać się pochłonąć!
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz