Jeden lud, jedna rada, jedna władza. Jeden władca?
Zahred powrócił. W innych czasach, innym miejscu i od pierwszych
stron z mocnym uderzeniem. Stary król zostaje obalony, a władza przechodzi w
ręce ludu. Buntowników zaś prowadzi do walki nie kto inny, jak Zahred właśnie.
Pierwszy w bojowym szyku. Pierwszy do zadania królobójczego ciosu, którego inni
nie są w stanie zadać. Pierwszy, by rzucić wyzwanie bogom i splunąć im prosto w
kamienną i niewzruszoną twarz.
Bogowie pustyni
to drugi tom Siedmioksięgu grzechu, który - jeśli utrzyma dotychczasowy poziom –
może się okazać najlepszym z cykli w dorobku autora. Historia Zahreda zapowiada
się o tyle interesująco, że każda powieść toczy się w innych czasach i stanowi
niezależną, zamkniętą opowieść.
Spiżowy gniew opowiadał o epoce brązu i dawnych królestwach. W Bogach pustyni mamy z kolei do czynienia ze starożytnym Egiptem u
zarania jego powstania. Nie oznacza to jednak, że można sięgać po nie w
przypadkowej kolejności, zdecydowanie warto zacząć od pierwszego, by w pełni
zrozumieć, co kieruje głównym bohaterem. Bez znajomości wydarzeń ze Spiżowego gniewu, jego postępowanie w Bogach pustyni może wydać się co
najmniej niezrozumiałe.
Zahred to postać o tyle tragiczna, co mocno dwuznaczna i
trudna do zaszufladkowania. Jest wyrachowany, gotowy na wszystko, by
osiągnąć swój cel. Ludzie są dla niego jedynie pionkami, dzięki którym może
prowadzić własną grę. Bez wahania jest w stanie wysłać oddane mu tysiące wojowników
na pewną śmierć, czy w jednej chwili porzucić tych, którzy mają go nawet nie
tyle za sprzymierzeńca, co za przyjaciela. Odniosłam przy tym wrażenie,
że w drugim tomie zyskał mimo wszystko znacznie bardziej ludzki wymiar niż w
pierwszym.
Wprawdzie wyglądam tu jak półdupek zza krzaka, ale liczy się, że zdjęcie z Autorem jest. |
Tak jak w niemal każdej powieści Gołkowskiego akcja mknie do przodu niczym torpeda. Jak przystało na brutalne czasy, nie brak też krwawych wojen, bitew i potyczek. Mało tego, wydaje się, że stanowią one co najmniej połowę tej historii. Jakie czasy, taki człowiek, więc i twardych, pozbawionych skrupułów ludzi jest tu dostatek. Nie ma też większej różnicy, czy mamy do czynienia z kobietą, czy mężczyzną – niemal każdy po prostu chce przetrwać, a przy okazji ugrać coś dla siebie. Niewiele jest postaci szlachetnych, czy po prostu po ludzku dobrych. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Gołkowski wydobywa z każdego to, co najgorsze, czy też najniższe. Czy to źle? Gdy mowa o powieściach, oczywiście absolutnie nie. Szczególnie mocno dostaje się tu kapłanom, co właściwie znając stosunek autora do religii nie powinno dziwić.
Autor podczas premiery książki na Warszawskich Targach Fantastyki. |
Podsumowując, Bogowie pustyni to historia zupełnie inna od Spiżowego gniewu, nadal jednak bardzo dobrze poprowadzona, wciągająca i zwyczajnie rozbudzająca ochotę na więcej. Chwała niech będzie autorowi za tempo pisania, obyśmy jak najszybciej doczekali Świątyni na bagnach.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz