Kilka miesięcy temu zachęcałam
Was do sięgnięcia po Pierwszy róg,
otwierający cykl Tajemnice Askiru. Na
drugi tom nie trzeba było długo czekać, co cieszy tym bardziej, że lektura pierwszego
skutecznie zaostrzyła apetyt na więcej. Drugi
legion wkracza właśnie na księgarniane półki.
Główni bohaterowie nadal tkwią
uwięzieni w zasypanej śniegiem gospodzie Pod Głowomłotem. Pod wpływem opowieści wędrowca,
który w tajemniczych okolicznościach pojawia się sam na tym pustkowiu,
postanawiają wyruszyć do królestwa Askiru. Wielu sądzi, że jego potęga dawno
przeminęła i uznaje go za miejsce pojawiające się jedynie w dawnych legendach, jednak
Havald i jego kompani są przekonani, że dotarcie tam to jedyna szansa, by
ocalić znany im świat przed brutalnym i okrutnym najeźdźcą. Problem w tym, że
zamiast do Askiru trafiają do pustynnego Besarajnu i to w sam środek toczących
się tu politycznych intryg i walk o władzę.
Powieść składa się z trzydziestu
siedmiu rozdziałów, dzięki czemu czyta się ją dynamicznie, nawet jeśli w
niektórych scenach niewiele się dzieje. Mimo że sam autor tego nie zrobił,
osobiście podzieliłabym ją na dwie części. Pierwsze czternaście rozdziałów
przedstawia wydarzenia w scenerii, którą do pewnego stopnia zdążyliśmy poznać z
pierwszego tomu. Pozostałe przenoszą czytelnika i bohaterów do świata przypominającego
gorące i pustynne kraje arabskie, zarówno pod względem klimatu, jak i
mentalności oraz obyczajów mieszkańców.
Muszę przyznać, że lektura
pierwszych kilkudziesięciu stron wprawiła mnie w konsternację. To co stanowiło
silne atuty pierwszego tomu, w tym duszny klimat odizolowanego miejsca i
relacje między uwięzionymi w nim ludźmi oraz postać niepoprawnej Zokory,
odeszło w cień lub całkowicie zostało wyeliminowane. Bohaterowie ruszają w
podróż i mimo że nadal nie do końca sobie ufają, nie przeszkadza im to w pełni
współpracować. Sama mroczna elfka gdzieś jakby straciła pierwotny pazur (na
szczęście do czasu). Jednocześnie to, co najbardziej uwierało mnie podczas
czytania Pierwszego rogu, czyli patetycznie
podkreślone romantyczne relacje między niektórymi bohaterami, zostały teraz
jeszcze bardziej podkreślone. Co więcej, na naszych oczach tworzą się trzy pary
i w pewnym momencie miałam wrażenie, że czytam romans ubrany w szaty fantasy.
Na szczęście, jak już
wspomniałam, działo się tak tylko do czasu. Wraz z pojawieniem się w
Besarajnie, z bohaterów jakby spadł czar (a może to kwestia zniknięcia jednej z
najbardziej irytujących postaci?) i wszystko wróciło na właściwe tory. Bardzo
duża w tym zasługa nowego bohatera, który wkroczył na scenę. Złotousty Armin wprowadził
do powieści dowcip, ironię i niebanalny urok. Całej historii bardzo dobrze
zrobiło także wprowadzenie nowego otoczenia, stworzeń, magii i zwyczajów. Pojawiają
się nowe tajemnice, intrygi i legendy z przeszłości, które okazują się znacznie
prawdziwsze, niż wielu chciałoby przyznać.
Podsumowując, mimo
rozczarowującego początku, Drugi Legion okazał się bardzo dobrą powieścią i satysfakcjonującą lekturą. Na zakończenie autor
podrzucił kilka smaczków, które pobudzają ciekawość i z powodu których na pewno
będę wypatrywać kolejnego tomu. Jeśli lubicie klasyczne high fantasy, możecie z
czystym sumieniem sięgać po Tajemnice
Askiru.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz