Od pierwszego tomu stałam się
fanką cyklu o nadkomisarz Katie Maguire i byłam zdania, że to właśnie na
thrillerach powinien się skupić autor, bo wychodzą mu znacznie lepiej niż
horrory, z których głównie słynie. W ten sposób dotarłam do ósmego już tomu i
chyba będę musiała wycofać się z wcześniejszych słów. Tańczące martwe dziewczynki to niestety wyraźny spadek formy
Mastertona i znak, że czasem po prostu lepiej szybciej zakończyć daną historię
niż narażać się na brak sensownych pomysłów.
Zaczyna się całkiem obiecująco
i naprawdę mocnym uderzeniem. W szkole tanecznej w Cork wybucha pożar, w wyniku
którego ginie cały zespół, łącznie szesnaścioro młodych tancerzy i ich trener.
Wkrótce w budynku zostają znalezione zwłoki dwojga innych osób. Jak się jednak okazuje,
zginęli oni jeszcze przed pojawieniem się płomieni. Z tragedii wychodzi cało
tylko dziewięcioletnia dziewczynka. Wiele wskazuje na to, że wie, co naprawdę
się wówczas wydarzyło, problem w tym, że od chwili wyciągnięcia jej z pożaru
nie wypowiedziała ani jednego słowa.
Katie Maguire ponownie staje
przed zagadką, od której rozwiązania zależy jej kariera i przyszłość w Gardzie.
Jako jedna z niewielu kobiet na tak wysokim stanowisku w policji oraz ze
względu na niechęć do podporządkowania się panującemu przekonaniu, że powinno
się kryć „swoich”, nawet gdy zamiast stać na straży prawa, celowo je łamią,
Maguire nie ma łatwego życia i musi nieustannie udowadniać swoją skuteczność. Sukcesy
zawodowe nie idą niestety w parze z tymi w życiu osobistym, które w przypadku
Katie jest pełne burz, tragedii i kryzysów.
Często chwaliłam postać
głównej bohaterki, która wymyka się schematom, do jakich przyzwyczaili nas
autorzy thrillerów. Po pierwsze, główny śledczy w powieści jest kobietą
piastującą wysokie stanowisko. Po drugie, Katie jest pełna sprzeczności, a
wyznawane przez nią zasady moralne nierzadko okazują się dość chwiejne. Tym razem
jednak coś poszło nie tak. Czy to wynik nadmiernego stresu, czy też z innych
przyczyn, ale Maguire zaczęła zachowywać się zwyczajnie nieracjonalnie. Podejmowane
przez nią decyzje i to zarówno na polu zawodowym, jak i prywatnym, są
delikatnie mówiąc dziwne i sprawiają wrażenie podyktowanych jakimś widzimisię,
a nie zdrowym rozsądkiem.
Graham Masterton jest znany przede
wszystkim z horrorów klasy B oraz mocno akcentowanych scen erotycznych. I o ile
te ostatnie pojawiały się sporadycznie z poprzednich tomach cyklu, tak tym
razem autor zdecydowanie się zagalopował. W Tańczących
martwych dziewczynkach można więc znaleźć sceny takie jak gwałt zbiorowy,
wymuszony stosunek oralny, seks w wydaniu tradycyjnym i trójkącik. Wszystko
podane z detalami, o których zwyczajnie nie chce się czytać. Mało tego, opis
tego jak główna bohaterka zabawia się z koleżanką i facetem zajmuje więcej
miejsca niż niektóre kluczowe dla śledztwa wydarzenia. Więc ja się pytam, serio
panie autorze? Gdybym miała ochotę na erotyk (a tak się raczej nie stanie, bo
to totalnie nie moja bajka), to bym po niego sięgnęła. Chciałam przeczytać thriller,
więc opisy „czerwonych żołędzi” (tfu tfu) naprawdę nie są mi do szczęścia
potrzebne. Nic a nic.
O ile też sprawy seksu w
różnych kombinacja się nasiliły, o tyle brutalne, często ociekające wręcz
okrucieństwem opisy poczynań morderców są w zdecydowanym odwrocie. Owszem, Masterton
nie oszczędza czytelnika i nie stawia na happy
end, nie ma oporów przed tym, by skrzywdzić niewinnych, w tym dzieci (na
kartach powieści, rzecz jasna, bo prywatnie to ponoć przesympatyczny i ciepły
człowiek). Tym razem jednak obyło się bez momentów, które prawdziwie
przyprawiają o ciarki. Czy to dobrze, czy niekoniecznie, zależy już od
oczekiwań czytelnika.
Z racji tego, że powieść (poza
drobnymi wątkami) stanowi niezależną historię, teoretycznie można czytać ją bez
znajomości poprzednich tomów. Jest to jednak najsłabsza część cyklu, dlatego
zdecydowanie nie polecam jej na początek znajomości ani z Katie, ani z
Mastertonem. Jeśli znacie poprzednie losy pani nadkomisarz, zapewne po nią
sięgnięcie. Mimo spadku formy autora, też nie mam zamiaru porzucać cyklu, mam
jednak nadzieję, że kolejny tom będzie już znacznie lepszy.
Przeczytaj również:
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz