"Zgadnij kto" Chris McGeorge

Sześcioro nieznajomych zamkniętych w jednym pokoju, a wśród nich jeden morderca. Brzmi jak pomysł na niezły thriller? Zgadza się. Niestety, nie zawsze intrygujący opis gwarantuje w pełni udaną lekturę.



Morgan Sheppard stał się rozpoznawalny jako jedenastolatek, gdy w spektakularny sposób odkrył mordercę swojego nauczyciela matematyki. Media okrzyknęły go wówczas „nastoletnim detektywem”, a zdobyty rozgłos pozwolił na rozwinięcie kariery. Po dwudziestu pięciu latach Sheppard ma ugruntowaną pozycję showmana, lecz jednocześnie wiecznie naćpanego lub pijanego hulaki.

Gdy pewnego dnia mężczyzna otwiera oczy, okazuje się, że znajduje się w obcym pokoju. Mało tego, jest przykuty do łóżka, a wraz z nim jest kilka innych osób, równie mocno zdezorientowanych sytuacją. Drzwi i okna są szczelnie zamknięte, telefon głuchy, nikt z zewnątrz nie reaguje na krzyki i prośby o pomoc. A to dopiero początek – w łazience leżą zwłoki, a zamaskowany nieznajomy informuje ich, że mordercą jest jeden z nich. I mają tylko 3 godziny na wskazanie jego tożsamości. W przeciwnym razie wszyscy zginą.

Przyznaję, że sam pomysł na wykorzystanie idei escape roomu bardzo mi się spodobał. Jest to też do pewnego stopnia nawiązanie do klasyki kryminału, gdzie mamy zamkniętą przestrzeń i wąskie grono podejrzanych. Podobną koncepcję można też spotkać chociażby w powieści Jacka Getnera Dajcie mi jednego z was.

Na plus mogę też policzyć historię z dzieciństwa Shepparda, która stanowi podstawę jego obecnej tożsamości. Właściwie okazała się ona bardziej interesująca niż główny, współczesny wątek. A biorąc pod uwagę, że stanowi niejako punkt wyjścia i zaledwie drobny element całej fabuły, nie brzmi to dobrze.

O ile początek był obiecujący, o tyle sposób rozwinięcia głównej koncepcji wypadł raczej blado. Przede wszystkim nie przekonała mnie przyczyna, dla której powstała cała intryga. Nie będę spoilerować, ale serio, ludzie nie wymyślają takich spisków i manipulacji z tak w gruncie rzeczy głupich powodów.

Po drugie w powieści nie ma właściwie żadnego bohatera, który wzbudzałby żywsze emocje. Sam Sheppard jest postacią antypatyczną, a jednocześnie mdłą i to mimo całego zepsucia, jakim teoretycznie powinien emanować. Jego przymusowi towarzysze zostali z kolei potraktowani schematycznie i po macoszemu. Żadne też nie wychodzi poza narzuconą mu papierową rolę. A szkoda, bo w tym krył się potencjał.

Wszystko to sprawia, że książka wypada raczej blado. Ot, lektura, którą szybko można skończyć i jeszcze szybciej zapomnieć. Od thrillera oczekuję dreszczu niepokoju i wciągającej historii, tutaj tego nie znalazłam.


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze