Sześcioro nieznajomych
zamkniętych w jednym pokoju, a wśród nich jeden morderca. Brzmi jak pomysł na
niezły thriller? Zgadza się. Niestety, nie zawsze intrygujący opis gwarantuje w
pełni udaną lekturę.
Morgan Sheppard stał się
rozpoznawalny jako jedenastolatek, gdy w spektakularny sposób odkrył mordercę
swojego nauczyciela matematyki. Media okrzyknęły go wówczas „nastoletnim
detektywem”, a zdobyty rozgłos pozwolił na rozwinięcie kariery. Po dwudziestu
pięciu latach Sheppard ma ugruntowaną pozycję showmana, lecz jednocześnie
wiecznie naćpanego lub pijanego hulaki.
Gdy pewnego dnia mężczyzna
otwiera oczy, okazuje się, że znajduje się w obcym pokoju. Mało tego, jest
przykuty do łóżka, a wraz z nim jest kilka innych osób, równie mocno
zdezorientowanych sytuacją. Drzwi i okna są szczelnie zamknięte, telefon
głuchy, nikt z zewnątrz nie reaguje na krzyki i prośby o pomoc. A to dopiero
początek – w łazience leżą zwłoki, a zamaskowany nieznajomy informuje ich, że mordercą
jest jeden z nich. I mają tylko 3 godziny na wskazanie jego tożsamości. W
przeciwnym razie wszyscy zginą.
Przyznaję, że sam pomysł na
wykorzystanie idei escape roomu
bardzo mi się spodobał. Jest to też do pewnego stopnia nawiązanie do klasyki
kryminału, gdzie mamy zamkniętą przestrzeń i wąskie grono podejrzanych. Podobną
koncepcję można też spotkać chociażby w powieści Jacka Getnera Dajcie mi jednego z was.
Na plus mogę też policzyć
historię z dzieciństwa Shepparda, która stanowi podstawę jego obecnej tożsamości.
Właściwie okazała się ona bardziej interesująca niż główny, współczesny wątek.
A biorąc pod uwagę, że stanowi niejako punkt wyjścia i zaledwie drobny element
całej fabuły, nie brzmi to dobrze.
O ile początek był obiecujący,
o tyle sposób rozwinięcia głównej koncepcji wypadł raczej blado. Przede
wszystkim nie przekonała mnie przyczyna, dla której powstała cała intryga. Nie będę
spoilerować, ale serio, ludzie nie wymyślają takich spisków i
manipulacji z tak w gruncie rzeczy głupich powodów.
Po drugie w powieści nie ma
właściwie żadnego bohatera, który wzbudzałby żywsze emocje. Sam Sheppard jest
postacią antypatyczną, a jednocześnie mdłą i to mimo całego zepsucia, jakim
teoretycznie powinien emanować. Jego przymusowi towarzysze zostali z kolei potraktowani
schematycznie i po macoszemu. Żadne też nie wychodzi poza narzuconą mu
papierową rolę. A szkoda, bo w tym krył się potencjał.
Wszystko to sprawia, że
książka wypada raczej blado. Ot, lektura, którą szybko można skończyć i jeszcze
szybciej zapomnieć. Od thrillera oczekuję dreszczu niepokoju i wciągającej
historii, tutaj tego nie znalazłam.
Komentarze
Prześlij komentarz