Niemal każde amerykańskie
dziecko zna historię Pielgrzymów, którzy przybyli do brzegów Ameryki na statku „Mayflower”.
Pierwsza zima okazała się dla nich prawdziwym wyzwaniem, a jej przetrwanie
byłoby dla przybyszów z Europy niemożliwe bez pomocy Indian. To właśnie na
pamiątkę ich wzajemnej współpracy i pomocy tak uroczyście świętuje się obecnie
Święto Dziękczynienia.
Tak uproszczona wersja
historii jest zazwyczaj serwowana dzieciom, ale znaczna część dorosłych także w
nią wierzy. Niestety, nijak ma się ona do prawdziwych wydarzeń i powinna
pozostać właśnie tam, gdzie pasowałaby najlepiej – w książce z bajkami dla
najmłodszych. Tak sielankowy, by nie rzec -cukierkowy, obraz trudno pogodzić z
XVII-wiecznymi realiami i pełnymi napięcia stosunkami między Białymi a
miejscowymi plemionami. Jak więc było naprawdę? Co wydarzyło się w 1620 roku u
wybrzeży współczesnych Stanów Zjednoczonych? Nathaniel Philbrick w przystępny
sposób pozwala nawet laikowi wgryźć się w tę historię.
Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki to napisana barwnym
językiem, pełna szczegółów i anegdot, a przy tym świetnie przygotowana pod
względem merytorycznym próba zmierzenia się z mitem, który w Stanach jest
równie ugruntowany, co w Polsce legenda o Lechu, Czechu i Rusie. To
prawdopodobnie także jedyna, a przynajmniej jedna z niewielu książek
popularnonaukowych na ten temat, które nie spłycają tego tematu, a jednocześnie
nie przytłaczają czytelnika nadmiarem zbędnych informacji. Warto też wspomnieć,
że właśnie za sprawą Mayflowera autor
został finalistą nagrody Pullitzera w 2006 r.
Aby lepiej zrozumieć purytańskich
osadników, autor najpierw przedstawia ich jeszcze podczas pobytu w Europie. Aby
uniknąć opresji i religijnych prześladowań w Anglii, najpierw przenieśli się
oni do Holandii, gdzie panowała znacznie większa swoboda. Do czasu. Ostatecznie
grupa zdecydowała, że jedynie w Ameryce będzie możliwe życie całkowicie zgodnie
z własnymi przekonaniami. Na początku XVII w. znaczne części północnego
kontynentu stanowiły jeszcze dziewicze tereny, gdzie teoretycznie można było
osiągnąć wszystko.
Kolejne rozdziały zostały
poświęcone burzliwej podróży starym statkiem ku wybrzeży Nowego Świata oraz
pierwszych miesiącach po wylądowaniu. Dodam, że miesiącach, w których ostatecznie
rozwiały się złudzenia osadników, zmuszonych do bezpardonowej walki o
przetrwanie. Philbrick nie kończy jednak swojej opowieści na tym pierwszym roku
i umownym, pierwszym w historii Święcie Dziękczynienia (tak na marginesie, świętujący
wówczas nie mieli zbyt dużej świadomości tego, co naprawdę świętują i że
właśnie ustanawiają zwyczaj, który przetrwa setki lat). Równie szczegółowo
przedstawia historię kolonii w ciągu następnych kilkudziesięciu lat, gdy do
głosu i władzy doszło kolejne pokolenie, gotowe do znacznie bardziej zaciekłej
walki o wpływy i władzę niż ich rodzice.
Jednym z największych atutów
tej publikacji, poza oczywiście szczegółowym przedstawieniem ówczesnych
wydarzeń, jest usilna próba autora, by dokonać tego bez uciekania do
stereotypów. czarno-białych obrazów i jednoznacznych ocen. Przyjęło się wierzyć
zarówno w szlachetnych Pielgrzymów i dobrych Indian, jak i nikczemnych Białych
wykorzystujących po latach dobroć i bezbronność plemion, które wyciągnęły do
nich pomocną dłoń. W historii pokazanej przez Philbricka po obu stronach widać zarówno
tych, którym faktycznie zależało na współpracy i pokoju, jak i kombinatorów
dbających jedynie o własną pozycję, władzę i bogactwo.
Podsumowując, zarówno dla
pasjonatów historii, jak i Stanów Zjednoczonych w ogóle, jest to jedna z
pozycji obowiązkowych. Przygotowanie merytoryczne (sama bibliografia liczy 45
stron!) doskonale współgra w niej z przystępnym językiem i lekkim piórem
autora. Gorąco polecam!
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz