Antologie to odpowiednik
pudełka czekoladek, o którym mówił Forrest Gump; nigdy nie wiesz, na co w nich
trafisz. Czysto teoretycznie dobre, sprawdzone nazwiska powinny gwarantować mocną
lekturę. Niestety, nie zawsze tak jest, a najświeższym dowodem jest zbiór 17 podniebnych koszmarów, zebranych w
całość przez Stephena Kinga i Beva Vincenta.
Jak można zorientować się po
samym tytule, w książce znajduje się siedemnaście tekstów, a każdy z nich związany
jest z lataniem. Akcja zdecydowanej większości toczy się bezpośrednio na
pokładzie samolotów, inne wiążą się z nimi w inny sposób. Wśród autorów można
znaleźć same wyśmienite i zasłużone nazwiska, co ciekawe nie tylko współczesne.
Oprócz Kinga i Vincenta, są tu teksty m.in. Dana Simmonsa (znanego z Terroru, Olimpu, Hyperiona czy Letniej nocy, czyli samych perełek), nieodrodnego
syna Kinga, czyli Joego Hilla, Raya Bradbury’ego, Richarda Mathesona, a nawet…
sir Arthura Conan Doyle’a, ojca Sherlocka Holmesa.
Niestety, ten wyśmienity skład
nie sprostał oczekiwaniom. Co ciekawe i dosyć paradoksalne, opowiadania, które
wyszły spod pióra powyższych autorów należą do tych przeciętniaków w niniejszym
zbiorze. Nie popisał się ani Mistrz, ani jego potomek, a tytuły tekstów Mathesona
(Koszmar na wysokości 6 tysięcy metrów)
i Doyle’a (Groza przestworzy) nijak
nie przystają do ich treści. Wszystkie czyta się nieźle, ale bez fajerwerków i
nie sądzę, by zachowały się w pamięci czytelnika na dłużej. Chociaż trzeba
przyznać, że Bev Vincent i jego krótkie Zombie
w samolocie wypadają nienajgorzej.
Do moich zdecydowanych faworytów
należy otwierający całą antologię Ładunek
E. Michaela Lewisa, mocno niepokojący i oddziałujący na wyobraźnię, chociaż
właściwie niewiele się w nim dzieje. Nieoczekiwanie dobre okazało się Lucyferze! E.C. Tubba, które w dość
zaskakujący sposób wykorzystuje motyw podróży w czasie. Warto także zwrócić
uwagę na zakrawające na gore, ale niewątpliwie klimatyczne Diablitos Cody’ego Goodfellowa oraz Morderstwo w powietrzu Petera Temayne, kryminał nawiązujący do
powieści Agathy Christie.
Szkoda, że większość tekstów,
jakie można tu znaleźć, było już opublikowanych dużo wcześniej. Chociażby Latającą machinę można znaleźć w najnowszym
wydaniu Bradbury’ego przez Wydawnictwo MAG. Opowiadanie to najbardziej też
odstaje od pozostałych i szczerze dziwię się, że znalazło się w antologii.
Podobnie zresztą jak wieńczący całość poemat Spadanie Jamesa L. Dickeya, oparty na prawdziwych wydarzeniach, ale
niewiele mający wspólnego z zapowiadanym horrorem.
Podsumowując, 17 podniebnych koszmarów to zbiór dosyć
przeciętny. Jeśli oczekujecie opowiadań, które przyprawią Was o gęsią skórkę,
możecie się gorzko rozczarować. Najwięcej wrażeń będziecie mieć, jeśli
zabierzecie książkę w podróż samolotem – w domowym zaciszu raczej nie wzbudzi
większych emocji. Niestety.
Recenzja napisana dla portalu Secretum.pl
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz