"Oczy uroczne" Marta Kisiel

Dopiero co pisałam o Nomen omen, a tu ponownie na blogu pojawia się Marta Kisiel. Tym razem świeżutkie Oczy uroczne, które mnie zauroczyły i po których kocham Ałtorkę i jej twórczość jeszcze mocniej! I Bazyla też!


Mimo że powieść oficjalnie jest klasyfikowana jako trzeci tom cyklu Dożywocie, aby po nią sięgnąć wystarczy znajomość opowiadania Szaławiła. Oczywiście, ideałem byłoby poznać historię od początku, ale z samym Dożywociem niniejsza książka łączy się właściwie jedynie miejscem, w którym toczy się akcja.

Przejdźmy jednak do konkretów, główną bohaterką i właścicielką tytułowych, urocznych oczu jest Oda Kręciszewska, oficjalnie lekarka w niewielkiej przychodni, nieoficjalnie wiła, świeżo uświadomiona w kwestiach swojej niezwykłej natury. Mieszka sama na odludziu, a jej towarzyszami są pies Kuleczka oraz Bazyl, będący ni mniej, ni więcej tylko rasowym czortem. Czarciej, złowrogiej mocy ujmuje mu nieco niewielki wzrost, paskudna wada wymowy i nieposkromiony apetyt, ale za to nadrabia on urokiem osobistym, któremu nie można się oprzeć.

Żyje się więc Odzie całkiem dobrze w miejscu, które po raz pierwszy w swoim życiu może nazwać prawdziwym domem. Wszystko co dobre, w końcu się jednak kończy. Tak dzieje się i tym razem, a to za sprawą zbliżającego się przesilenia. W okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a w klinice pojawia się coraz więcej osób, które padły ofiarą ataków dziwnych, lecz trudnych do zidentyfikowania stworzeń. Do wszystkich doszło w lesie. Tym samym, przy którym mieszka Oda.

W „kisielowych” powieściach uwielbiam mieszankę humoru, nieco mrocznych intryg i charakterystycznego, niemożliwego do podrobienia stylu. Wszystko to znalazło się także w Oczach urocznych. Dodatkowym plusem, który w moim prywatnym rankingu stawia tę akurat tę powieść ponad innymi, jakie wyszły spod pióra pani Marty, to liczne nawiązania i wykorzystanie mitologii słowiańskiej. Wprawdzie dość luźne, ale nadające całości naprawdę świetnego klimatu.


Podoba mi się także, o czym zresztą wspominałam chociażby przy dzieleniu się wrażeniami po wysłuchaniu Nomen omen, jak Ałtorka splata ze sobą poważne problemy z lekką, niewymuszenie zabawną otoczką (Bazyl rządzi!). Tym razem porusza kwestie zaufania, szukania samego siebie i odpowiedzialności w różnych jej wymiarach. Opowiada też o tym, że czasem warto zdać się na innych, schować do kieszeni dumę i nie zawsze dobrze pojmowaną niezależność.

Lektura Oczu urocznych zajęła mi jeden wieczór i wczesny poranek. Chociaż brzmi to jak wyświechtany frazes, nie mogłam się od nich oderwać, czego i Wam życzę.

A na koniec zostawiam Was z niewielką, acz reprezentatywną porcją bazylowych zakusów na pewnego Michałko. Może skusi i Was ;)

- Szłuchaj, może ne traczmy czaszu i po prostu użnajmy, że jesztesz beszfolnym narzendżem f mych czortofskich łapach, czo? Takom mjentkom czasztolinom, ż której lepje i fyczynam fedle uznanja fantażyjne kształty.
- Sam se lep i wycinaj – burknął Michałko, nieco dotknięty.
- Pogódż sze ż tym. Ja jesztem czortem, a ty jesztesz podatny na me mroczne fpłyfy. To szilnejsze ot czebje.
- W sensie, że jestem takim twoim… no, tym tam… przydupasem?
- Pszytupasz. Pszytupasz… - powtórzył Bazyl, delektując się słowem, szeleszczącym mu w ustach. – Tak. Podoba mi się sze to szłofo, trafnie ottaje szkomplikofany charakter naszych sztoszunkóf.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uroboros.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze