"Robimy wszystko, co w naszej mocy. Opowieści z OIOM-u" Daniela Lamas

Gdy pacjent trafia na oddział intensywnej terapii, często dzieje się to w pośpiechu, w otoczeniu syren ambulansu i napięcia, czy pomoc nadeszła na czas. Większość historii pokazywanych w tak zwanych medycznych serialach rozpoczyna się od przyjęcia na OIOM i kończy na uratowaniu życia. Co jednak dzieje się potem? Czy utrzymanie przy życiu równa się powrotowi do normalności? Niekoniecznie, a już na pewno nie zawsze, o czym przekonuje amerykańska lekarka Daniela Lamas, autorka Opowieści z OIOM-u.



W książce znajduje się kilkanaście historii, każda poświęcona innemu przypadkowi. Ich bohaterami są osoby w różnym wieku, często dość młode, pochodzące z różnych warstw społecznych i mające różne podejście do życia. Łączy je to, że w pewnym momencie ich własne ciała stały się ich wrogami. Jest wśród nich opowieść o młodej kobiecie, która jako nastolatka dowiedziała się, że nie ma co robić planów na przyszłość, bo w ciągu kilku-kilkunastu lat jej płuca przestaną pracować. Jest także niespełna trzydziestolatek, aktywny i pozornie zdrowy, który w ciągu zaledwie kilku tygodni zmienił się niemalże w warzywo. Jest i matka czwórki dzieci, której problemy rozpoczęły się od chronicznego kaszlu, a przerodziły się w serię omamów, paranoi i zespołu stresu pourazowego. Jest też pełen energii student, który po mocno zakrapianej imprezie stanął na granicy śmierci i nigdy już nie odzyskał tego, co wówczas stracił.

Początkowo trudno było mi „wejść” w tę lekturę. Pierwsze rozdziały wydają się nieco chaotyczne i w równym stopniu poświęcone są pacjentom, co i wrażeniom samej lekarki. Dopiero kolejne stanowią spójniejszą całość, zupełnie jakby autorka nabierała wprawy i rozpędu. Jednak mimo że książka wciąga, trudno nazwać czytanie rozrywką – mamy tu do czynienia z prawdziwymi ludzkimi dramatami, nad którymi warto się pochylić, ale które mogą pozostawić nas z pewnym uczuciem dyskomfortu i niepewności, czy w naszych własnych organizmach nie tyka przypadkiem bomba zegarowa.

Lamas zwraca uwagę na kilka bardzo ważnych kwestii. Opowiada, jak dla wielu lekarzy pracujących na OIOM-ie, gdzie liczy się pośpiech i skuteczność, poszczególni pacjenci oznaczają przede wszystkim listę objawów i kartę z historią choroby. Mało kto ma czas, a często i ochotę, by spojrzeć na nich po prostu jak na ludzi, a nie problem do rozwiązania. Podkreśla także, co ją samą uderzyło jako młodą lekarkę, że czasem w walce o utrzymanie człowieka przy życiu można stracić z oczu to, co naprawdę się liczy. Pokazuje wątpliwości, jakie targają czasem pacjentami, czy przypięcie na stałe do aparatury podtrzymującej funkcje życiowe, gdy nawet oddychanie staje się problemem i cierpieniem, jest warte kolejnego przeżytego dnia. Że czasem to, co zdaje się szansą, jak wpis na listę oczekujących na przeszczep, może okazać się psychiczną torturą, a pozorna przegrana, jak skreślenie z owej listy, może pozwolić na pełne wykorzystanie czasu, jaki nam pozostał.


Niektóre z historii tchną nadzieją i zakrawają na cud, dla innych nie ma szczęśliwego zakończenia i pokazują, jak kruche jest ludzkie życie. Nie zawsze jest to lektura łatwa i przyjemna, ale warto sięgnąć.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uniwersytety Jagiellońskiego.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze