Tęskniliście za Zahredem? Ja
bardzo! Dlatego cieszy mnie wyjątkowa płodność literacka Michała Gołkowskiego,
który zaledwie kilka miesięcy po Bogach
pustyni zaserwował nam kolejną odsłonę losów przeklętego przez bogów, nieumarłego
wojownika.
Tym razem Zahred budzi się w
zupełnie nieznanym mu i nieprzyjaznym otoczeniu i czasach. Nic też nie dzieje
się tak, jak zwykle. Coś jest ewidentnie nie tak, a bogowie zakpili sobie z
niego w wyjątkowo okrutny sposób. Zahred nie byłby jednak Zahredem, gdyby
pogodził się z tym bez walki.
Pewnego dnia, wśród
niedostępnych bagien kilkuletni Drus odnajduje trupa, będącego w końcowej fazie
rozkładu. Gdy powraca w to samo miejsce po kilku miesiącach, przekonuje się, że
nieboszczyk nie tylko wygląda lepiej, ale też… porusza się. Od tej pory Drus
regularnie odwiedza Zahreda (to naturalnie właśnie on), wierząc w jego boskie
pochodzenie i opiekę, jaką nad nim roztacza. Jednak wraz z upływem czasu ambicje
i marzenia Drusa zmieniają się i postanawia wykorzystać Zahreda do własnych
celów. Czy jednak może czynić to bezkarnie?
Świątynia na bagnach to trzecia część cyklu o Zahredzie, a
jednocześnie pierwszy tom trylogii Bramy
ze złota. Czysto teoretycznie można rozpocząć jej lekturę bez znajomości
poprzednich dwóch powieści, ponieważ każda jest zamkniętą historię i toczy się
w zupełnie innym miejscu i czasach. Osobiście zachęcam jednak do czytania
zgodnie z chronologią ukazywania się książek – można wtedy lepiej zrozumieć
naturę głównego bohatera i jego motywacje.
W przeciwieństwie do Spiżowego gniewu oraz Bogów pustyni, to nie Zahred knuje tutaj
intrygi i manipuluje ludźmi, przynajmniej przez większą część fabuły. W związku
z tym oraz z zakończeniem można się spodziewać, że Świątynia na bagnach to jedynie rozgrzewka przed tym, co czeka nas
w kolejnym tomie. Czy to źle? Absolutnie nie, ponieważ autor nie powiela
schematu żadnej z poprzednich powieści, a wprowadzając pewne zmiany w powtarzanym
przez głównego bohatera procesie, wprowadza do serii powiew świeżości.
O ile wcześniej mieliśmy do
czynienia ze światami wzorowanymi na rozwiniętych, starożytnych cywilizacjach z
okresu brązu i zarania państwa egipskiego, o tyle tym razem akcja toczy się w
realiach nawiązujących do okresu wczesnosłowiańskiego. Gorące piaski pustyni
zmieniają się w gęste puszcze i niedostępne bagna, gdzie lato trwa krótko, a
mroźna zima jest szokiem dla każdego obcego przybysza. Ludzie żyją tu w
niewielkich, często rywalizujących ze sobą osadach i w warunkach, które w porównaniu
z egipskimi pałacami, są delikatnie mówiąc barbarzyńskie. Dwie rzeczy są przy
tym niezmienne – rządza władzy i to, że przetrwać mogą tylko najsilniejsi i
najbardziej bezwzględni.
Wprawdzie Gołkowski nie odkrył
Ameryki, pokazując, jak łatwo jest manipulować ludźmi, zwłaszcza jeśli użyje
się w tym celu religii oraz jakie wpływy może mieć sprytny i pozbawiony
skrupułów kapłan, który raz posmakowawszy władzy, nie ma zamiaru z niej
rezygnować. Przedstawił to jednak nad wyraz obrazowo i dobrze, dlatego powieść
czyta się tak dobrze. Jeśli dorzucić do tego ciekawie wykreowaną, przełamującą stereotypy,
postać jednej z głównych bohaterek oraz podkręcające apetyt zakończenie,
wychodzi na to, że cykl z tomu na tom staje się jeszcze lepszy.
Z informacji opublikowanych
przez autora wynika, że cała trylogia jest już gotowa (chwała mu za to!). Teraz
wszystko w rękach Fabryki Słów, oby nie kazali nam czekać zbyt długo na Złote miasto zbyt długo.
Recenzja napisana dla portalu Secretum.pl
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz