Kosmos i jego tajemnice pobudzają
wyobraźnię, zwłaszcza że niewiele wskazuje na to, byśmy w najbliższym czasie
przekonali się, co naprawdę się w nim kryje. Snucie rozważań na temat potencjalnych
światów i cywilizacji to apetyczny kąsek i wdzięczny temat dla autorów science
fiction. Do tego grona zalicza się także George R.R. Martin, znany obecnie
głównie z Gry o tron, ale stawiający
pierwsze literackie kroki właśnie w odmętach wszechświata.
Żeglarze nocy i inne opowiadania to zbiór sześciu tekstów, wydanych
pierwotnie w latach 70. i 80. Nie są związane ze sobą fabularnie, ale można dopatrzyć
się między nimi subtelnych nawiązań. Akcja każdego z nich toczy się w innym
zakątku kosmosu – na pokładach statków kosmicznych lub na podbitych przez ludzi
planetach. Ich bohaterami są ludzie o różnych wartościach, ambicjach i
pragnieniach; poruszają też różne aspekty szeroko pojętej eksploracji kosmosu.
Na pierwszy ogień idą Żeglarze
nocy, najobszerniejsze i jedyne z opowiadań, które pojawia
się na okładce. Mamy w nim do czynienia z grupą naukowców podróżujących
wynajętym statkiem kosmicznym w celu odnalezienia legendarnych wolkrynów. Bardzo
szybko należący do ekipy telepata zaczyna odczuwać wrogą obecność na statku, a
narastające poczucie zagrożenia wśród załogi wzmaga fakt, że ani razu nie
widzieli właściciela, kryjącego się przed nimi w odizolowanej części statku. Z
jakiego powodu?
Opowiadanie bardzo dobrze
oddał pogłębiające się uczucie izolacji i paranoi, które opanowują badaczy
skazanych na swoją wzajemną obecność na stosunkowo małej powierzchni, odciętych
od kontaktu ze światem zewnętrznym oraz targanych wzmagającym się niepokojem i poczuciem
zagrożenia. Rozwiązanie intrygi okazało się nie tak przejmujące, jak
oczekiwałam, ale jest dobrze; fani autora nie powinni być rozczarowani.
Skrzynka obejścia to
ciekawa wariacja jakże popularnego od kilku lat motywu zombie, tym ciekawsza,
że opowiadanie powstało ponad cztery dekady temu. To także może niezbyt
oryginalna, ale trafna opowieść o braku tolerancji i chciwości, które są ludzką
słabością niezależnie od czasu i miejsca, w którym przyszło się człowiekowi urodzić.
Weekend w strefie wojny jest krótkim, ale jednym z lepszych
tekstów w zbiorze. Pokazuje, że w nawet najbardziej cywilizowanym człowieku
drzemie bestia, która jest gotowa zabijać bez chwili wahania i cienia wyrzutów
sumienia. Gdy się bliżej zastanowić, wcale nie jest też tak nierealne, jak
mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Ludzie nie potrafią żyć w nieustającym
dobrobycie i pokoju, potrzeba adrenaliny jest po prostu zbyt duża.
Nie wolno zabijać człowieka
skojarzyło mi się luźno z jednym z opowiadań z Sześciu światów Hain Ursuli le Guin oraz Mówcą umarłych Orsona S. Carda. Tutaj również mamy do czynienia z planetą
z tubylczą rasą, przez część ludzi nie uznawaną za rozumną, więc traktowaną jak
zwierzęta. W opowiadaniu Martina pojawia się też motyw religijnego fanatyzmu,
człowieczeństwa i po prostu prawa do życia.
Kwestie rozważań nad ludzką (i
nie tylko) naturą znajdziemy także w zamykającej zbiór Pieśni dla Lyanny. Wprawdzie
niewiele się w niej dzieje pod względem fabularnym, ale historia skłania to
rozważań nad tym, kim jesteśmy my sami i czym jest miłość do drugiego
człowieka.
Jedynym tekstem, który mnie
rozczarował okazały się niezbyt obszerne Nie wszystkie barwy Pierścienia Gwiezdnego.
Niewielkie objętościowo, nie zapada w pamięci, a jego lektura zwyczajnie mnie zmęczyła.
Podsumowując, zbiór opowiadań
okazał się zaskakująco spójny i dobry, co nie zdarza się często. Nie jest to
może „budząca grozę epicka opowieść o eksploracji kosmosu”, jak głosi napis na
okładce, ale bardzo dobre, wciągające historie. Czyta się je z przyjemnością, zwłaszcza
że nie trącą myszką, mimo że liczą już dobrych czterdzieści lat.
Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz