Mam wrażenie, że ostatnio gdzie
nie spojrzę, tam widzę osoby główkujące nad Dziennikiem
29. Znajomi z blogosfery dali się porwać, mnie do zabawy wciągnął osobisty,
młodszy brat, a i w pociągu można trafić na ludzi mierzących się z kolejną
zagadką. W czym tkwi tajemnica sukcesu tej niepozornej, czarnej książeczki?
Przede wszystkim, mamy tu do
czynienia z ciekawym pomysłem i bardzo dobrym wykonaniem. Średniej grubości
dziennik w twardej, sztywnej oprawie z enigmatyczną grafiką kryje ponad 60
zagadek do rozwiązania. Są one na tyle różnorodne i nie wymagają
specjalistycznej wiedzy, że jest to zabawa skierowana zarówno nastolatków, jak
i dorosłych. Niektóre wydają się banalnie łatwe, rozwiązanie innych zajmuje
czasem kilka godzin, a i tak może skończyć się zerknięciem do podpowiedzi (do
gotowego rozwiązania także, do czego przyznaję się z rumieńcem lekkiego
zażenowania). Czasem wystarczy ciąg luźnych skojarzeń, innym razem ściśle
matematyczne spojrzenie na problem. Czasami jest też potrzebna wiedza ogólna
lub umiejętność korzystania z pomocy wujka Google.
Aby rozwiązać poszczególne
zagadki niezbędny jest dostęp do telefonu, tabletu lub komputera. Każda strona
zawiera adres mailowy lub kod do zeskanowania, który przenosi nas na stronę
dziennika. To właśnie tam wpisujemy odpowiedzi i w zamian do każdej otrzymujemy
odpowiedni klucz.
Poszczególne klucze są potrzebne do rozwiązania kolejnych
zagadek, dlatego nie da się „skakać” po książce i musimy wszystko robić po
kolei. To na stronie znajdują się także podpowiedzi do zadań, jeśli trafimy na
takie, które wydaje się nie do przejścia. Co ważne, nie są one ani proste, ani
oczywiste i także wymagają dobrego zastanowienia. A jeśli nawet one nie pomogą,
można sięgnąć po gotowe rozwiązanie.
Wreszcie, dużym atutem jest
także niewielki koszt. Dziennik 29 można
kupić już za niecałe 18 zł, co przy kilkunastogodzinnej zabawie naprawdę nie
jest wygórowaną ceną. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego naprawdę dobre jakościowo
i przyjemne dla oka wydanie graficzne.
Jedyne, na co mogę trochę
ponarzekać, to nie do końca wykorzystany potencjał fabularny. Z pierwszej
strony dowiadujemy się, że mamy przed sobą dziennik należący do naukowców, którzy
natrafili na ślady obcej cywilizacji i… ślad po nich samych zaginął. Pomysł ciekawy,
a jednak od razu zarzucony, ponieważ same zagadki w ogóle się z nimi (ani ze
sobą) nie wiążą. Do samego końca nie pojawia się już także więcej wpisów na
temat wyprawy, a szkoda, bo wtedy całość byłaby jeszcze lepsza.
Niemniej, jest to niewielki
mankament, ponieważ doskonale bawiłam się rozwiązując kolejne zagadki,
konsultując rozwiązania telefonicznie z innymi graczami i główkując, główkując,
główkując. Świetna sprawa, serdecznie polecam!
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuje Księgarni Tania Książka.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz