To jedna z najbardziej
wyczekiwanych przeze mnie lipcowych premier (co zresztą dzieje się bardzo
często, gdy Vesper ogłasza, że wyda nową książkę). Adwokat diabła jest częściej kojarzony z ekranizacją z Alem Pacino
i Keanu Reeves w rolach głównych niż z powieścią Andrew Neidermana, a szkoda,
że literacki pierwowzór ma do zaoferowania dużo więcej niż to, co zrobiło z nim
Hollywood.
Kevin Taylor ma dwadzieścia
osiem lat i wysokie aspiracje. Pracuje dla niewielkiej kancelarii prawniczej na
Long Island, specjalizującej się w procesach o spadki i majątki, ale chciałby to
sprawy karne pozwalają mu czerpać prawdziwą satysfakcję z tego, co robi. Jego
zaangażowanie i brak skrupułów zwracają uwagę renomowanej firmy prawniczej z
Nowego Jorku, dlatego gdy otrzymuje od jej właściciela propozycję pracy, nie
waha się praktycznie ani chwili.
Dołączenie do John Milton i Wspólnicy zdaje się
spełnieniem marzeń. Kevina oszałamia luksusowo urządzona siedziba firmy, piękne
sekretarki oraz fakt, że pracujący tu adwokaci nie przegrali jak dotąd żadnej z
prowadzonych przez siebie spraw. Największe wrażenie robi jednak na nim sam
Milton, roztaczający przed nim wizję świetlanej przyszłości, a przy okazji
oferujący za darmo mieszkanie w swoim eleganckim apartamentowcu. Wydaje się to
zbyt piękne, by było prawdziwe, ale Taylor bagatelizuje wszelkie ukłucia
niepokoju. Przynajmniej do czasu.
Od premiery Adwokata diabła minęło niemal
trzydzieści lat, ale nie odbiera to powieści siły przekazu. Autor wykorzystał stary
jak świat motyw walki dobra ze złem oraz konszachtów z diabłem, który kusi i
wodzi na pokuszenie. Oferuje luksus, pieniądze, władzę i wygodne życia, ale za
cenę zbrukanego sumienia. Niektórzy dają się złapać w sieć, inni walczą, czy
jednak możliwe jest odniesienie zwycięstwa z tak potężnymi mocami, jeśli zagną
na kogoś parol?
W przeciwieństwie do tego filmowego,
książkowy Kevin to postać znacznie bardziej złożona. Początkowo nie waha się,
by sięgnąć po nieczyste zagrania, byle odnieść zwycięstwo na sali sądowej. Proces
jest dla niego spektaklem, w którym odgrywa jedną z głównych ról i w którym
liczy się wygrana, a nie sprawiedliwość. To właśnie takie podejście zwraca na
niego uwagę Johna Miltona (nawiązanie do angielskiego autora Raju utraconego wcale nie jest
przypadkowe). Diabeł nie dba tu szczególnie o werbowanie i usidlanie osób, nad
którymi musiałby mocniej popracować; ludzie praktycznie sami oferują mu samych
siebie na tacy. W miarę rozwoju wydarzeń widzimy jednak, że w Taylorze budzi
się sprzeciw i wyrzuty sumienia. Czasem jednak może się okazać, że przychodzą
one zbyt późno.
Podobnie jak w przypadku
innych pozycji wydanych nakładem Wydawnictwa Vesper, również niniejsza zachwyca
wydaniem. Sztywna oprawa, sugestywna grafika i doskonałej jakości papier to
jedno. Drugim atutem jest posłowie Wiesława Kota, w którym nie tylko analizuje
on samą powieść, ale też przybliża motyw paktów z diabłem wykorzystywany na
przestrzeni wieków w literaturze. Świetne uzupełnienie bardzo dobrej lektury.
Adwokat diabła nasunął mi pewne skojarzenie z Dzieckiem Rosemary. Obydwie powieści czyta się doskonale i żadna z
nich nie straciła swej mocy mimo upływu lat. Fani grozy z pewnością się nie
rozczarują!
Za lekturę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz