Czekałam na tę książkę od
chwili, gdy odłożyłam na półkę Królów Wyldu, jedną z lepszych książek fantasy, jakie czytałam w ciągu ostatnich
lat. Krwawa Róża ponownie przenosi
nas do stworzonego przez Nicolasa Eamesa świata, chociaż tym razem to nowa
historia, nowa przygoda i w większości nowi bohaterowie.
Od wydarzeń przedstawionych w
poprzednim tomie minęło blisko sześć lat. Pam Hashford (na marginesie, w oryginale
nosząca imię Tam) pracuje w tawernie i marzy o innym, lepszym życiu. Okazja do
zmiany pojawia się wraz z przybyciem do miasta legendarnej grupy najemników,
dowodzonych przez Krwawą Różę, córkę Złotego Gabriela, którego doskonale
mogliśmy poznać w Królach Wyldu.
Dzięki łutowi szczęścia dziewczynie udaje się do nich dołączyć w charakterze
barda i wbrew woli ojca wyrusza w z nimi w trasę.
W tym samym czasie kraj obiega
wieść o zebraniu się potężnej hordy potworów, zgromadzonych pod wodzą olbrzyma
Groma. Wszystkie grupy najemników porzucają swoje zobowiązania i walki na
arenach, stanowiące podstawę ich codziennego życia, i wyruszają, by się z nimi
zmierzyć i zdobyć chwałę. Wszystkie, z wyjątkiem dowodzonej przez Krwawą Różę
Baśni, zmierzającej w przeciwną stronę, by zrealizować tajemnicze zadanie. Cóż
takiego obejmuje kontrakt, że najemniczka bez wahania zrezygnowała z walki z
hordą, która mogłaby przynieść jej tak upragnioną nieśmiertelną sławę?
Autor pozostaje wierny tej
samej konwencji, serwując nam pierwszorzędne awanturnicze fantasy, tylko
doprawione sporą szczyptą ironii, humoru oraz zabawy konwencją. Tak jak
wspominałam już przy okazji Królów Wyldu,
Eames czerpie pełnymi garściami ze schematów typowych dla heroic fantasy, ale odziera
je niemal w całości z ewentualnego patosu. Owszem, mamy tu walkę dobra ze złem,
są dzielni bohaterowie walczący z potworami, magowie i różnorodne rasy, a przy
tym nic nie jest takie, jak moglibyśmy oczekiwać. Nawet wtedy, gdy zaczyna być
poważnie, pojawia się scena, która skutecznie to niweczy. Muszę jednak
przyznać, że druga połowa powieści ma już wydźwięk mniej żartobliwy, co w sumie
wychodzi jej na dobre – całość zyskuje odpowiednie proporcje między
śmieszkowaniem a solidnie poprowadzoną opowieścią.
Mimo że Krwawa Róża opowiada przede wszystkim historię członków Baśni,
możemy też od czasu do czasu spotkać bohaterów z poprzedniego tomu. Cieszę się,
że Roderyk ma się doskonale, miło było też spotkać Jain i jej Jedwabne Strzały
oraz, oczywiście, członków Sagi (przy tym spotkaniu jednak łezka może się
zakręcić). Nie zabrakło nawet sowo misiów, przygarniętych swego czasu przez
maga Korga. Sięgając po drugi tom zastanawiałam się, czy polubię nową drużynę
równie mocno co poprzednią, na szczęście były to zupełnie płonne obawy. Róża,
Bezchmurny, Brune i Cora okazali się równie pokręceni co starsi najemnicy,
chociaż na temat córki Złotego Gabriela można powiedzieć wszystko tylko nie to,
że jest sympatyczna.
Mówiąc krótko, podobało mi się
i jestem przekonana, że równie mocno spodoba się każdemu fanowi gatunku. Podobnie
jak Królowie Wyldu, Krwawa Róża to świetne połączenie porządnej,
ale lekkiej fantastyki i to w doskonałym wydaniu. Gorąco polecam!
Recenzja napisana dla portalu Secretum.pl
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz