Dobrych dziesięć lat temu, może bliżej piętnastu, hurtowo i namiętnie oglądałam horrory. Poczynając od tych klimatycznych, azjatyckich, które do tej pory wspominam z gęsią skórką, aż po liczne produkcje klasy B, bazujące na scenach gore lub jump scare’ach. Jednym z niewielu amerykańskich filmów, który naprawdę mocno przemówił do mojej wyobraźni był Amityville, opowieść o rodzinie, która miała pecha wprowadzić się do domu, w którym rozpanoszyło się Zło. To co najbardziej mnie wtedy uderzyło, to informacja, że fabuła jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, co nadawało obrazowi dodatkowego smaku i napawało grozą. Teraz, dzięki nieocenionemu Wydawnictwu Vesper, miałam możliwość poznania bliżej historii, która elektryzuje fanów zjawisk paranormalnych już od ponad czterdziestu lat.
Gdy George i Kathy Lutz wprowadzili się wraz z trójką dzieci do ogromnego domu na Long Island, nie mogli uwierzyć we własne szczęście. Posiadłość kupili za śmieszne pieniądze i znaleźli tam wszystko, czego bezskutecznie dotąd szukali. Już po kilkunastu dniach przekonali się jednak, że byli w wielkim błędzie, a po niespełna miesiącu porzucili nie tylko świeżo kupiony dom, ale też cały znajdujący się w nim dobytek, i nigdy więcej nie postawili stopy w Amityville.
Podobno dom może zostać naznaczony tragedią, która się w nim rozegrała. Podobno niektóre domy są po prostu złe. W przypadku posiadłości przy Ocean Avenue 112 obydwie te tezy zdają się prawdziwe. Kilka miesięcy przed wprowadzeniem się Lutzów, doszło tam do masowego zabójstwa - dwudziestotrzyletni Ronald DeFeo zamordował całą swoją rodzinę, twierdząc, że zmusiły go do tego tajemnicze głosy. Mało tego, podobno każdego, kto tu zamieszkał, coś prześladowało.
Jay Anson relacjonuje kolejno każdy dzień pobytu Lutzów w przeklętym domu. Już od pierwszych dni pojawiały się sygnały, że coś jest w nim nie w porządku, ale twardo stąpający po ziemi George i Kathy ignorowali je, bądź składali na karb zamieszania związanego z przeprowadzką, własnej nieuwagi lub niesfornych dzieci. Nietypowe zachowanie psa, a stopniowo także każdego z członków rodziny, przedmioty same zmieniające swoje położenie, plaga much, otwierające się drzwi i okna oraz poczucie czyjejś obecności to jedynie niektóre ze zjawisk, jakich doświadczyli i które ostatecznie zmusiły ich do ucieczki.
Jednocześnie, obok relacji na temat George’a i jego żony, śledzimy historię księdza Franka Mancuso, który nieświadomy historii domu, zjawił się, by go pobłogosławić na dobry początek nowego życia zaprzyjaźnionej z nim rodziny. Wystarczyło to, by sprowadzić na niego klątwę, ból i cierpienie, potęgujące się z każdą próbą kontaktu księdza z Lutzami. Co ciekawe, Mancuso nie przypomina w niczym księży-egzorcystów znanych z historii o opętaniach czy nawiedzonych miejscach. Brak mu odwagi, by stawić czoła Złu, a jego pomoc właściwie ogranicza się do rad, by opuścić przeklęte miejsce jak najszybciej.
Książka została opatrzona podwójnym posłowiem - Jaya Ansona oraz polskiego wydawcy. O ile autor próbuje za wszelką cenę przekonać czytelnika, że przedstawiona przez niego opowieść jest prawdziwa, o tyle Bartosz Czartoryski otwarcie to neguje. Warto przy tym zaznaczyć, że wiarygodność historii rodziny Lutzów była kwestionowana już od samego początku, gdy zaczęli ją przedstawiać sami zainteresowani. Czego naprawdę doświadczyli, zapewne nigdy nie dowiemy się ze stuprocentową pewnością, czy jednak jest to tak istotne przy samej lekturze? Niekoniecznie.
Amityville Horror to książka, do sięgnięcia po którą nie trzeba zapewne zachęcać żadnego z fanów grozy. Długo czekaliśmy w Polsce na jej wydanie, ale warto było. Mimo prostej narracji, jest w tej historii coś, co potrafi przyprawić o prawdziwe ciarki. Zwłaszcza jeśli zdecydujecie się na lekturę nocą.
Za możliwość lektury i nocne problemy ze snem dziękuję nieocenionemu Wydawnictwu Vesper.
O książce pisali także:
3. Buffy
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz