Na klasykę holenderskiej literatury młodzieżowej Polacy czekali blisko sześćdziesiąt lat. Pierwszy tom cyklu Dragonaut ukazał się u nas w 2017 r., a drugi w kwietnie bieżącego roku. Obydwie pięknie wydane w grubej oprawie i z klimatycznymi ilustracjami. Szkoda tylko, że tak późno, ponieważ w swoim czasie mógł naprawdę zdobyć rzesze czytelników.
Cykl otwiera powieść List do króla, opowiadająca historię 16-letniego Turiego, którego poznajemy w chwili, gdy przygotowuje się do uroczystości pasowania na rycerza. Ostatnim testem, który muszą przejść kandydaci jest całonocne czuwanie, odbywające się w całkowitym milczeniu i bez opuszczania kaplicy. I właśnie ten test Turii został zmuszony przerwać, gdy nocną ciszę przerwał niecierpiący zwłoki głos błagający o pomoc. Czy prawdziwy rycerz mógłby z czystym sumieniem zignorować takie wołanie? Czy nie skalałby swojego honoru? Turii nie miał wątpliwości jak postąpić, co ostatecznie doprowadziło do tego, że został wplątany w misję o charakterze międzynarodowym, pełną przygód i czyhających niemal na każdym kroku niebezpieczeństw.
List do króla to klasyczna opowieść rycerska umiejscowiona w wymyślonym świecie bardzo mocno wzorowanym na średniowiecznej Europie. Mamy tu szlachetnych rycerzy walczących w imieniu swojego króla i ceniących ponad wszystko honor. Pojawiają się i złoczyńcy, mający za nic ludzkie życie czy elementarną ludzką przyzwoitość. Nade wszystko zaś jest tu dynamiczna akcja i nakreślona z rozmachem podróż przez dwa królestwa.
Jednak mimo że powieść całkiem mi się podobała, uwierały mnie w niej dwie kwestie. Pierwsza o charakterze leksykalnym, więc możliwe, że w oryginale brzmiało to lepiej, druga już związana z fabułą. Ale po kolei. Przez pierwszych kilkadziesiąt stron, gdy mowa jest o dwóch postaciach, są one opisywane pełnymi frazami: “Czarny Rycerz z Białą Tarczą” oraz “Czarny Rycerz z Czerwoną Tarczą”. I tak do znudzenia, w opisach i dialogach, np.:
“Czarny Rycerz z Czerwoną Tarczą wyszedł mu na spotkanie, po czym stanęli naprzeciwko siebie. Czarny Rycerz z Białą Tarczą zdjął rękawicę i zapytał: “Kiedy?”. “Natychmiast!” - odrzekł Czarny Rycerz z Czerwoną Tarczą.” (str. 33)
Wprawdzie takie kumulacje pojawiają się tylko kilka razy, ale z całym szacunkiem dla redaktora i autorki, nie da się tego czytać. Na szczęście po kilku pierwszych rozdziałach, gdy już poznajemy imię tego z białą tarczą, jest już o niebo lepiej.
Drugą kwestią, która zgrzytała mi podczas lektury to niesamowite wręcz szczęście towarzyszące głównemu bohaterowi podczas wędrówki. Rozumiem, że mamy do czynienia z literaturą skierowaną do młodszych czytelników (o tym też jeszcze za chwilę kilka słów), ale w Liście do króla dochodzi do sytuacji, że zawsze, gdy Tiuri wpada w tarapaty albo nie wie, co dalej zrobić, pojawia się ktoś, kto nagle i bezinteresownie, często też ponosząc własne koszty bądź konsekwencje, pomaga mu. Zawsze.
W związku z tym oraz faktem, że postaci są tu jednoznacznie czarno-białe (ci dobrzy mają szlachetne oblicza, a źli okrutne, wykrzywione grymasami gęby) mam pewne wątpliwości, do kogo obecnie mogłaby być skierowana powieść. Tak jak wspomniałam na samym początku, gdyby ukazała się u nas w okresie podobnym co oryginał, z pewnością porwałaby całe pokolenie, kolejne pewnie też. Dla współczesnych rówieśników głównego bohatera, historia ta może się okazać po prostu zbyt infantylna. Zdecydowanie lepszym odbiorcą będą więc młodsze dzieci, w wieku 10-12 lat, dlatego zaliczyłabym ją bardziej do literatury dziecięcej niż młodzieżowej (i to mimo że mamy tu do czynienia z pewnym morderstwem).
Podsumowując, powieść całkiem mi się podobała, ale jestem daleka od zachwytów. To opowieść o przyjaźni i honorze, umiejscowiona w czasach średniowiecznych, ale pozbawiona elementów fantastyki. Dla młodszych czytelników dobra lektura, dla starszych już niekoniecznie.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Dwie Siostry.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz