"Arktyczne marzenia" Barry Lopez

Daleka Północ ma w sobie coś magicznego. Mimo że nigdy nie przepadałam za zimnem, od dzieciństwa uwielbiałam czytać poświęcone jej książki. Ostatnie dni spędziłam z pozycją, która powinna zaciekawić zarówno miłośników przyrody, jak i czytelników dawniej zaczytujących się w powieściach Curwooda czy Londona. Dla fanów Terroru Simmonsa też się tutaj coś znajdzie. 



Arktyczne marzenia mogę bez większego wahania nazwać kompendium wiedzy o Arktyce i to napisanym z dużym wyczuciem, znamionującym wrażliwość autora i jego zmysł obserwacji oraz rozległą wiedzę na temat tego, o czym pisze. Na okładce widnieje reklamowe hasło z “Publishers weeky”, zgodnie z którym mamy do czynienia z jedną z najwspanialszych książek, jakie kiedykolwiek napisano o Dalekiej Północy. O ile większość tego typu opinii jest zdecydowanie na wyrost, tym razem podpisuję się pod nią całkowicie. Lopez czaruje słowem, a jednocześnie wzbudza w czytelniku jeszcze większy szacunek i podziw dla rozległych północnych połaci i ich mieszkańców. 

Książka składa się z dziewięciu rozdziałów, ale jej treść porusza cztery główne zagadnienia: ogólne informacje o Arktyce, arktyczną faunę i florę, historię jej rdzennych mieszkańców i ich obecną sytuację oraz historię wypraw badawczych na terenie Arktyki, tych zwieńczonych sukcesem, jak i tragicznych, znanych chociażby ze wspomnianego wyżej Terroru.  

Lektura pozwala lepiej poznać zwyczaje chociażby piżmowołów arktycznych, niedźwiedzi polarnych, narwali czy ptactwa, licznie migrującego tu w określonych porach roku. Opowiadając o ich życiu, Lopez przybliża także historię polowań na te zwierzęta oraz skandaliczne, zwłaszcza z współczesnego punktu widzenia, praktyki XIX-wiecznych myśliwych, łowców, a także badaczy, którzy “w imię nauki” przykładowo strzelali do niedźwiedzicy z młodymi, by “badać” ich reakcje. 

Jeszcze gorsze następstwa dla przyszłości piżmowołów miało zainteresowanie tym gatunkiem ze strony ogrodów zoologicznych. Przedsiębiorczy łowcy zwierząt przekonali się rychło, że jedynym skutecznym sposobem schwytania cieląt było wymordowanie wszystkich dorosłych osobników formujących szyk obronny w stadzie, by je ocalić. Z pewnością szarże ostatniego zwierzęcia stojącego wśród martwych towarzyszy i próbującego rogami obronić cielęta, stanowiły jeden z najbardziej ponurych widoków, jakie kiedykolwiek sprokurowali cywilizowani ludzie. 

Lopez wielokrotnie wracał do Arktyki, podróżując po niej w towarzystwie naukowców, myśliwych i podróżników. Odwiedzał pracowników platform wiertniczych. Spędził wiele czasu z rożnymi grupami Eskimosów, z którymi nawiązał liczne przyjaźnie. (Tu jedna uwaga, autor używa nazewnictwa “Eskimos/eskimoski”, obecnie uznawane za pejoratywne. Zastanawiałam się, z czego to wynika - może z tego, że książka została napisana w latach 80., gdzie chyba jeszcze nie poruszano głośno tej kwestii?).  

Skupiając się na rdzennych mieszkańcach, autor przybliża historię zasiedlenia Arktyki oraz pojawiania się tu kolejno różnych kultur. Z każdego właściwie słowa przebija ogromny szacunek i podziw, jaki odczuwa do Inuitów - za ich niezwykłe zdolności przystosowawcze, inteligencję i życie w zgodzie z otaczającym ich światem. Ubolewa też głęboko nad niesprawiedliwym osądem, z jakim musieli mierzyć się (i nadal muszą się mierzyć) ze strony “cywilizowanego Zachodu”. Przytaczając historię eksploracji obszarów arktycznych wielokrotnie także wypomina, że gdyby ówcześni Europejczycy i Amerykanie chociaż trochę czerpali z mądrości i doświadczenia ludzi, którzy od setek lat zamieszkiwali te tereny, można było uniknąć wielu katastrof i tragedii.  

Arktyczne marzenia ukazały się po raz pierwszy w 1986 roku, a jednak książka nie straciła ani trochę z siły przekazu. Zdobyła liczne nagrody, w tym National Book Award, co wydaje się w pełni uzasadnione. Aż szkoda, że polski czytelnik może ją poznać dopiero teraz. Barry Lopez snuje opowieść o świecie, który powoli znika i odchodzi w zapomnienie, a jednocześnie zachwyca swoją siłą i zdolnością do regeneracji i odradzania. Z głębokim wyczuciem pisze o sprawach problematycznych, nie osądzając przy tym nikogo, nie obrażając, nie nawołując do ekologicznych wojen. Dostrzega nieuchronność zmian, a przy tym zachęca do spojrzenia na świat nie okiem zdobywcy, a istoty będącej jego integralną częścią.  


Mówiąc krótko, świetna lektura, pozostawiająca burzę uczuć i emocji. Gorąco polecam! 

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Marginesy.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
    

Komentarze