Od pewnego czasu z niemal każdego literackiego zakątka internetu wychyla się mniej lub bardziej nieśmiało powieść Diane Setterfield Była sobie rzeka. Blogosfera huczy od entuzjastycznych recenzji, a media społecznościowe wypełniają klimatyczne zdjęcia. I tym razem nie jest to sztucznie rozdmuchana kampania i wierzę, że owe zachwyty nie są zwykłymi laurkami. Wcale się im nie dziwię i świeżo po lekturze powieści, sama do nich dołączam.
Dawno temu, lecz nie tak znowu w odległych czasach była sobie rzeka, dzika i nieujarzmiona, piękna i zwodnicza. Nad tą rzeką stały kolejne gospody, z których jedna była zupełnie wyjątkowa, ponieważ snuto w niej opowieści. I to nie byle jakie, wciągająca, magiczne, hipnotyzujące. Aż pewnego dnia rzeczywistość okazała się bardziej niezwykłe niż owe historie.
W noc zimowego przesilenia do drzwi gospody puka nieznajomy mężczyzna. Jest ranny, a na rękach trzyma czteroletnią dziewczynkę. Wszystko wskazuje na to, że dziecko utonęło w rwącym nurcie Tamizy, dlatego wszyscy są w szoku, gdy po blisko godzinie dziewczynka... ożywa. Nie odzywa się jednak, nie wiadomo więc, kim jest, ani jak się nazywa. Szybko też zjawiają się trzy osoby, z których każda twierdzi, że powinno przejąć nad nią opiekę. Kim naprawdę jest tajemnicze dziecko? I czego nieustannie wypatruje nad brzegiem rzeki?
Trudno jednoznacznie przyporządkować tę historię do jednego gatunku. Z jednej strony mamy tu elementy nadprzyrodzony i nawiązujące do klasycznego kryminału, a z drugiej powieść psychologiczną. A wszystko to ubrane w szaty baśni okraszonej legendami i folklorem. Jednym słowem, mocna mieszanka, a przy tym czyta się ją doskonale.
Oprócz głównego wątku toczącego się we wspomnianej już gospodzie, śledzimy także historie trzech rodzin, które zgłosiły swoje prawo do opieki nad wyłowioną z rzeki dziewczynką. Każda z nich zmaga się z problemami i traumą, przy czym każda jest inna i ma odmienny charakter. Wśród bohaterów są tacy, którym kibicujemy od pierwszej chwili, lecz i tacy, których powinno się potraktować wiosłem po głowie i pozwolić rzece dokończyć dzieła. Ich losy splatają się ze sobą, często w sposób nieoczekiwany i dopiero końcowe rozdziały pokazują, jak misternie autorka zaplanowała i poprowadziła swoją opowieść.
Była sobie rzeka wywołuje całą gamę emocji. Chwyta za serce, rozpala w sercu ciepłe iskierki, a jednocześnie wywołuje łzy wzruszenia i ból, który współodczuwamy wraz z niektórymi postaciami. Wyśmienita lektura, po którą po prostu warto sięgnąć. Gorąco polecam!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Book-Trotter".
Za możliwość lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz