Zawsze fascynowały mnie opowieści o plemionach żyjących w zakątkach dżungli, gdzie nie dotarła jeszcze zachodnia cywilizacja albo jej wpływ jest znikomy. Teraz w moje ręce wpadł świetny reportaż podróżniczy, pokusiłabym się o stwierdzenie, że jeden z najlepszych, jakie czytałam od dłuższego czasu, a mianowicie Śmierć w lesie deszczowym. Ostatnie spotkanie z językiem i kulturą.
Książka stanowi podsumowanie kilkudziesięcioletniej pracy i kontaktów Dona Kulicka z mieszkańcami niewielkiej wioski Gapun, położonej w głębi lasu deszczowego w Papui-Nowej Gwinei. Jest to miejsce wyjątkowe, ponieważ rdzenny język gapuńczyków nie wydaje się spokrewniony z żadnym z innych języków używanych na wyspie. Co więcej, mniej więcej od końca lat osiemdziesiątych XX w. nowe pokolenia przestają się nim posługiwać, a sam język stopniowo zamiera. Obecnie posługują się nim przede wszystkim starsi mieszkańcy wioski, czyli ok. 40-50 osób. Tayap został skutecznie wyparty przez używany na terenie całej Papui-Nowej Gwinei kreolski język tok pisin.
Kulick, pochodzący ze Szwecji antropolog kulturowy, po raz pierwszy przybył do Gapunu właśnie w latach osiemdziesiątych. Spędził tam wówczas kilka miesięcy, badając język i miejscową kulturę oraz przypatrując się codziennemu życiu mieszkańców Gapunu. W kolejnych latach wioskę jeszcze kilkukrotnie, spędzając w niej po kilka tygodni lub miesięcy. Został bardzo szybko zaakceptowany przez samych gapuńczyków, mimo że nie na każdej płaszczyźnie byli w stanie się ze sobą porozumieć.
Śmierć w lesie deszczowym nie jest typowym reportażem podróżniczym, ale czymś znacznie więcej. Z jednej strony mamy opis przeżyć i przygód samego autora, często zabawnych, czasem przerażających, czasem zwyczajnie przygnębiających. Z drugiej strony dostajemy obszernie i obrazowo przedstawione realia codziennego życia mieszkańców Gapunu, całkowicie egzotyczne z punktu widzenia współczesnego Europejczyka. Co jednak trzeba podkreślić, Kulick daleki jest od apoteozy ich “dziewiczego życia na łonie natury”. Opowiada o Gapunie z żywą sympatią, którą po prostu czuć w każdej z serwowanych opowieści czy anegdot, a jednocześnie stara się uświadamiać czytelnikom, że obecna sytuacja jego mieszkańców staje się coraz bardziej dramatyczna i to z różnych względów, z których na czele stoi korupcja państwowych urzędników, bieda i coraz bardziej szerząca się na wyspie przestępczość. Wreszcie, znaczna część książki jest poświęcona temu, na czym Kulick skupiał się przede wszystkim w swoich badaniach. Mowa oczywiście o wspomnianym wcześniej języku tayap.
Ogromnym plusem, obok fascynującej tematyki, jest bardzo lekki i przystępny język, jakim został napisany cały reportaż. Dzięki temu książkę czyta się jednym tchem, a przy tym zapada w pamięci. Dla mnie – rewelacja. Polecam gorąco!
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz