Kolejna perełka klasyki science fiction już za mną. Wydawnictwo Vesper systematycznie wznawia kolejne powieści prekursora gatunku, H.G. Wellsa, za co chwała im i cześć. Tym razem otrzymaliśmy cudnie wydaną (a jakże!) Wyspę doktora Moreau.
Zakładam, że większość czytelników, przynajmniej tych nieco starszych, nawet bez lektury książki kojarzy choćby mgliście postać genialnego, a przy tym szalonego naukowca, tytułowego Moreau. Wells napisał swoją powieść w 1896 roku, skutecznie inspirując innych pisarzy, twórców komiksów i reżyserów filmowych. Nawiązania do wątków poruszonych w Wyspie... można znaleźć nawet w utworach muzycznych i grach komputerowych.
Czym więc jest diaboliczna wyspa, skoro tak pobudziła wyobraźnię tylu pokoleń twórców i czytelników? Mówiąc krótko - to miejsce rodem z piekła rodem, chociaż trafniejszym porównaniem byłaby ziszczona wizja chorego umysłu, dla którego etyka, moralność i zwykły humanitaryzm to pojęcia puste i pozbawione znaczenia. Może wręcz nieznane.
Niemal cała powieść to wspomnienia spisane przez angielskiego gentelmena, Edwarda Prendicka.Po katastrofie morskiej, z której ledwo uszedł z życiem, Prendick został uratowany przez przepływający statek i znajdującego się na nim doktora Montgomery’ego. Jego wybawca jest współpracownikiem genialnego fizjologa, owianego złą sławą doktora Moreau, który swego czasu opuścił Wielką Brytanię i ślad po nim zaginął. Okazuje się, że znalazł on schronienie na bezludnej wysepce, na której bez przeszkód mógł przeprowadzać eksperymenty na zwierzętach, by nareszcie osiągnąć upragniony cel - “uczłowieczyć bestie”.
W tej niewielkiej objętościowo, bo liczącej zaledwie 180 stron, książce, Wells zawarł jakże istotne pytania o prawo człowieka do zabawy w Boga. O granice, których nie należy przekraczać, nawet w imię nauki i rzekomego postępu. Wreszcie o istotę człowieczeństwa. Co czyni nas tym, kim jesteśmy - postawa, umiejętność logicznego myślenia, artykułowania myśli i przekonań, a może zdolność do empatii i współodczuwania cierpienia innej żyjącej istoty? Minęło ponad 120 lat, odkąd ukazała się Wyspa..., a kwestie te wcale nie straciły na znaczeniu.
Całość czyta się świetnie, mimo upływu lat fabuła nie trąci myszką. Do tego warto dodać świetną szatę graficzną, ilustracje doskonale podkreślające treść powieści oraz posłowie dra Mirosława Gołubińskiego (chociaż w przypadku Wydawnictwa Vesper jest to już standard, a nie rzecz wyjątkowa, co niezmiernie cieszy zapewne każde czytelnicze serce).
Mówiąc krótko, pozycja warta uwagi. Zarówno dla miłośników science fiction, jak i szeroko pojętej klasyki literatury.
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.
Komentarze
Prześlij komentarz