Alicję w Krainie Czarów znają prawdopodobnie wszyscy. Nawet jeżeli nie czytaliście książki Lewisa Carrolla, to zapewne kojarzycie kreskówkę Disneya, bądź przynajmniej poszczególne postaci. A gdyby okazało się, że historia Alicji wcale nie skończyła się dobrze? Co naprawdę wydarzyło się w Króliczej Norze?
Christina Henry zabiera czytelnika w podróż bez trzymanki do świata bazującego na pomyśle Carrolla, ale przesiąkniętego złem i brudem. Zarówno namacalnym, fizycznym, jak i moralnym. Trafiamy bowiem do świata zepsutego, przesyconego przemocą najgorszego rodzaju i do gruntu zdegenerowanego. Do świata, w którym nic nie jest oczywiste, ani takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka.
Tytułowa Alicja to dobrze wychowana panienka z czystego i eleganckiego Nowego Miasta. Ciekawość zaprowadziła ją jednak między uliczki Starego Miasta, z którego wróciła z pokiereszowanym ciałem i psychiką. Jedyne co pamięta, to człowiek-królik, podwieczorek przy herbatce i... krew. Wspomnienia te nie blakną mimo upływu czasu – dziewczyna spędza dziesięć lat w zakładzie psychiatrycznym leżącym w sercu znienawidzonego Starego Miasta, gdzie trafiają ludzie, o których własne rodziny chcą już zapomnieć.
W szpitalu Alicja zaprzyjaźnia się z Topornikiem, szalonym mordercą zamkniętym w sali sąsiadującej z jej własną. Gdy pewnego dnia placówkę ogarnia pożar, wspólnie uciekają, by wkrótce stawi czoła nie tylko własnym demonom, ale też mrocznej sile, która wraz z nimi została uwolniona ze szpitalnych murów.
Alicję przeczytałam na trzy razy. Wciągnęła mnie niemal od razu, chociaż trudno nazwać lekturę przyjemną, jeśli niemal każda strona ocieka krwią i ludzkimi wnętrznościami. Przemoc fizyczna, w znacznej mierze seksualna, to jeden ze stałych elementów rzeczywistości Starego Miasta, w którego wnętrze zagłębiamy się wraz z głównymi bohaterami. W takim miejscu okazanie słabości równa się wyrokowi śmierci, a najlepszą obroną jest tu atak. W opozycji od tego miejskiego siedliska zepsucia jawi się świat na zewnątrz, leżący poza miejskimi murami, czy jednak faktycznie jest on rzeczywisty i osiągalny?
Autorka w ciekawy sposób bawi się motywami zaczerpniętymi od Lewisa Carrolla. Na kartach jej powieści pojawia się większość kluczowych postaci z oryginalnej historii, są one jednak nie tyle niepokojące, co przesiąknięte złe. Cheshire, Gąsienica i Królik to bezwzględni bossowie, przed którymi drży całe Stare Miasto. Kapelusznik zmienia się tu w Topornika (gra słów jest lepiej widoczna w oryginale, w którym oryginalny Hatter to Hatcher), Dżabbersmok w Dżaberłaka, a Alicja... cóż, ona pozostaje sobą, choć również skrywa moc, której wcześniej nie była świadoma.
Alicja to nie powieść grozy, jak można by oczekiwać sięgając po powieść wydaną przez Wydawnictwo Vesper. To mroczna, brutalna opowieść fantasy, jeden z ciekawszych retellingów klasycznej historii dla dzieci. Lektura na pewno nie dla wrażliwych czytelników, ale warto sięgnąć.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper.
Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)
Komentarze
Prześlij komentarz