"Gaz do dechy" Joe Hill

Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Joe Hill już jakiś czas temu udowodnił, że jest nieodrodnym synem swego ojca, a w krótkiej formie nie tylko mu dorównuje, co wręcz zaczyna prześcigać. Dowodem na to jest najnowszy Gaz do dechy, jeden z najlepszych zbiorów opowiadań grozy, jakie miałam okazję czytać. 

 

W książce znajduje się trzynaście tekstów, w tym dwa napisane wspólnie z ojcem. Jestem przyzwyczajona do tego, że zbiory opowiadań to prawdziwa loteria – obok prawdziwych perełek często zdarzają się totalne pomyłki. Nie inaczej jest ze zbiorami autorstwa samego Kinga, zwłaszcza tymi nowszymi. Dlatego jestem bardzo przyjemnie zaskoczona faktem, że w niniejszej książce znalazłam właściwie tylko jeden słaby tekst i dwa średnie, pozostałe są naprawdę bardzo dobre, a kilka to po prostu czysta rewelacja! 

 

Zacznijmy od tych, które powstały wspólnie z Kingiem. W wysokiej trawie czytałam już kilka lat temu (wcześniej ukazało się tylko w formie ebooka). Już wtedy mi się spodobało, teraz wprawdzie nie było już elementu zaskoczenia, ale nadal wywołało ciary. Świetny klimat i nastrój grozy. Czuć tu również wyraźnie rękę ojca. Drugi tekst (a właściwie pierwszy, bo otwiera zbiór) to tytułowy Gaz do dechy. Nie jest to horror, ale od razu zaczynamy lekturę mocnym uderzeniem. Trafia mocno do wyobraźni i gra na emocjach. 

 

Jestem też prawie pewna, że czytałam gdzieś wcześniej Fauna. To kolejne świetne opowiadanie, nawiązujące do opowieści rodem z Narnii, ale... w zupełnie innej odsłonie. Jednocześnie daje mocno do myślenia - kto jest naprawdę złym człowiekiem, ten kto dopuszcza się przemocy i okrucieństwa, czy ten, który z radością na nią pozwala i cieszy się, że samodzielnie nie musi brudzić sobie rąk?  

 

Kolejne dwa teksty, Nad srebrzystą wodą jeziora Champlain oraz Jesteś dla mnie najważniejsza, nie mają właściwie w sobie grozy. Są zwodniczo spokojne, dopiero ich zakończenia uderzają w czytelnika i pozostawiają po sobie uczucie żalu i niesprawiedliwości, a w przypadku tego drugiego również rozczarowania miernością ludzkiej natury. 

 

Podobały mi się również Mroczna karuzela, Spóźnialscy, Chryzantemy oraz Diabeł na schodach. Ten ostatni zwraca dodatkowo uwagę nietypową formą, która przewrotnie odzwierciedla jego tytuł. Słabiej wypadły Kciuki (chociaż przesłanie mają naprawdę mocne i trafne) i Tweety z Cyrku Umarłych (zbyt przewidywalne), a najgorzej wypada ostatnie opowiadanie Jesteście wolni. Przyznaję, że je kartkowałam, bo po kilku stronach nie dałam rady już go czytać... Niemniej jeden kiepski tekst na trzynaście to i tak prawie jak nic. 

 

Książka została wzbogacona o wstęp, będący hołdem dla rodziców autora, oraz zakończenie, w którym Joe Hill – wzorem ojca – streszcza genezę powstania każdego z tekstów. Czyta się je dobrze i w ciekawy sposób uzupełniają całość. 

 

Mówiąc krótko, Gaz do dechy to naprawdę bardzo dobry, przemyślany zbiór, w którym znajdziecie zarówno typowe opowiadania grozy, jak i te z pogranicza horroru. Dają do myślenia, zmuszają do refleksji. Większość z nich ma znacznie głębsze przesłanie niż tylko wywołać strach w czytelniku czy zapewnić rozrywkę.  

 

Gorąco polecam i to nie tylko fanom autora! 


Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze