Na ilustrowane wydanie kolejnego tomu Pieśni Lodu i Ognia czekałam od stycznia, ale nareszcie już je mam. W tym roku w mikołajki trafiła do mnie Nawałnica mieczy z księgarni TaniaKsiazka.pl i powiem Wam, że to jeden z najlepszych książkowych prezentów w tym roku.
Po raz pierwszy przeczytałam wszystkie wydane wówczas tomy sagi osiem lat temu. Do tej pory pamiętam, jak łykałam je jeden za drugim i byłam nimi totalnie zachwycona. A jednocześnie pokiereszowana emocjonalnie, bo to co George R.R. Martin wyprawia ze swoimi bohaterami i czytelnikiem powinno być chyba karalne. Teraz, przy okazji wydania wersji ilustrowanej, odświeżam stopniowo kolejne tomy. I na szczęście lektura nic a nic nie straciła na jakości, a wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że odkrywam teraz elementy, których wcześniej nie dostrzegłam.
Wracając do bieżącego tomu, Nawałnica mieczy to bezpośrednia kontynuacja Starcia królów. Akcja pierwszych rozdziałów toczy się nawet jednocześnie z wydarzeniami opisanymi na ostatnich stronach Starcia. Siedem Królestw ogarnia gorączka wojny. Rodzeństwo Starków zostało rozdzielone i każde z nich musi walczyć o przetrwanie na własną rękę. Sansa próbuje odnaleźć się wśród intryg na dworze króla Joffreya, obwołany królem północy Robb mierzy się z nowymi obowiązkami, natomiast Arya, Brandon i Rickon (choć o tym ostatnim praktycznie nic się z tego tomu nie dowiadujemy) próbują odnaleźć bezpieczną drogę do miejsca swego przeznaczenia. W tym samym czasie na dalekim Wschodzie, Daenerys Targaryen zbiera armię, by w stosownym czasie upomnieć się o swoje dziedzictwo – tron Siedmiu Królestw.
Jestem absolutnie zafascynowana całą serię „Pieśni Lodu i Ognia”, która zdecydowanie nie ma sobie równych i trudno jest porównać ją do jakiegokolwiek innego cyklu fantasy. Martin z niesamowitym rozmachem stworzył całe uniwersum – świat, który przypomina nieco nasze średniowiecze oraz ścierające się ze sobą, szczegółowo opisane, kulty kilku religii. Wszystko zostało dopracowane w najdrobniejszym nawet detalach, dzięki czemu tak łatwo jest dać się porwać tej niezwykłej opowieści.
Podobnie jak poprzednio narracja jest prowadzona z punktu widzenia wielu postaci, co ułatwia płynne prowadzenie wielu wątków i pokazanie wydarzeń z różnych perspektyw. Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałam się z tak rozbudowaną i wielotorowo prowadzoną fabułą. Martinowi udało się także nie wpaść w pułapkę szablonowości, jaka czyha na pisarzy tworzących tak licznych bohaterów – każda postać jest dopracowana, przemyślana i przede wszystkim wiarygodna w tym, co robi i mówi. Próżno też szukać tu podziału na to, co jest dobre a co złe - bohaterowie absolutnie nie są czarno-biali.
Nowe wydanie jest obłędne - ma trochę większy niż standardowy format, twardą oprawę i gruby papier. Znajdziecie w nim także wstęp autorstwa Neila Gaimana, mapę Westeros oraz rozpiskę rodów. Zgodnie też z tytułem, wydanie jest zdobione ilustracjami, tym razem autorstwa Garry’ego Gianni. I tu mam pewien problem, ponieważ w porównaniu z ilustracjami z dwóch poprzednich tomów, bieżące nie zachwycają. Ot, są miłą ciekawostką, ale nie ma w nich tego “czegoś”, co przykuwało uwagę poprzednio...
Niemniej, to drobiazg, serio. Powieść gorąco polecam, jak i całą sagę. Jeśli nie czytaliście - sięgnijcie koniecznie. A jeśli już ją znacie – warto odświeżyć!
Przeczytaj także:
1. Gra o tron. Edycja ilustrowana.
2. Starcie królów. Edycja ilustrowana.
Komentarze
Prześlij komentarz