Zdarza Wam się sięgnąć po książkę, na temat której recenzenci pieją z zachwytu, a Wy już po kilkunastu stronach nie potraficie zrozumieć dlaczego? Właśnie na taką trafiłam, a szkoda, bo opis fabuły zapowiadał się naprawdę intrygująco.
W prestiżowej szkole z internatem dochodzi do bestialskiego morderstwa. W dawnym, opuszczonym już domu nauczycielskim, obecnie odwiedzanym jedynie nocą przez szukającą atrakcji młodzież, zostają znalezione okaleczone zwłoki dwojga uczniów. Na miejscu jest jeszcze kilkoro innych nastolatków, pogrążonych w szoku i ubrudzonych krwią. Policja dość szybko odnajduje sprawcę, ich nauczyciela, z którym od pewnego czasu byli w narastającym konflikcie. Mężczyzna nie zostaje jednak skazany, ponieważ rzuca się pod pociąg, próbując popełnić samobójstwo.
Od makabrycznych wydarzeń mija rok. Mimo że sprawa morderstw wydaje się zamknięta, ewidentnie taka nie jest. Kolejni uczniowie, będący świadkami tamtych wydarzeń, wracają na miejsce, gdzie do nich doszło i odbierają sobie życie. Wszyscy w ten sam sposób. Sprawą zaczynają interesować się media oraz para nietypowych śledczych, rekonstruktor sądowy Rory Moore i psycholog Lane Phillips. Jakie tajemnice skrywa niesławny Dom Samobójców?
Przyznacie, że opis brzmi ciekawie i zgadzam się, że sama intryga została przemyślana naprawdę dobrze. Jest mroczna, brutalna i dosyć zaskakująca, chociaż w pewnym momencie (na szczęście niezbyt szybko) można domyślić się, kto jest mordercą. Mamy tu poruszony wątek wydarzeń z przeszłości oraz zaburzeń osobowości, gdy osoba pozornie nam znana i lubiana może w rzeczywistości okazać się popapranym psychopatą.
Sam pomysł na fabułę to jednak za mało, żeby stworzyć dobrą książkę. W przypadku Domu Samobójców zarzuty mam właściwie tylko dwa, ale zabijają one całą powieść. Po pierwsze, całość jest niepotrzebnie rozwleczona i napompowana o niewiele wnoszące sceny i powtarzane informacje. Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że samo śledztwo opiera się nie na działaniach śledczych, co na przypadkach i zrządzeniach losu, gdy ktoś coś w sposób pozornie niemożliwy i nielogiczny połączy ze sobą w całość.
Po drugie (i znacznie ważniejsze) autor koszmarnie wykreował bohaterów, którzy są papierowi, nienaturalni i trudno się z nimi nawet nie tyle utożsamić, co zwyczajnie poczuć empatię i przejąć się ich losami. Nie przekonała mnie do siebie para głównych bohaterów, zwłaszcza Rory, którą Donlea na siłę stara się pokazać jako postać nietuzinkową, oryginalną i obdarzoną niesamowitym talentem i intuicją. Problem w tym, że nie widzimy tego w akcji, a jedynie musimy uwierzyć autorowi na słowo (potarzane wielokrotnie i do znudzenia), że “umysł Rory nie działa tak jak umysły większości ludzi”. Nie, nie kupuję tego. Nie tak tworzy się bohaterów, z którymi czytelnik chce spędzić kolejne godziny lektury.
Poprzednia powieść Charliego Donlea, Uprowadzona, była chwalonym w recenzjach bestsellerem. Nie czytałam jej, ale liczyłam, że w związku z tym Dom Samobójców również okaże się wciągającym thrillerem. Tak się nie stało. Niemniej, sądząc z wielu recenzji, niektórym czytelnikom bardzo przypadł do gustu, więc może to ja za bardzo marudzę. Decyzję, czy po niego sięgnąć pozostawiam Wam.
Komentarze
Prześlij komentarz