"Coś zabija dzieciaki. Tom drugi" James Tynion IV, Werther Dell’edera

Tydzień po świętach mocno dał mi w kość. W domu szpital, w pracy nowe obowiązki oraz nadciągające niczym czarna chmura deadliny – jednym słowem, nic tylko usiąść i wyć. Najlepiej do księżyca. Dlatego promyczkiem słońca w tym paśmie beznadziei była informacja o wygranej w konkursie urodzinowym u UnSerious :) Nagroda dotarła błyskawicznie i była przyjemną odskocznią, mimo że sam tytuł może na to nie wskazywać. 



Coś zabija dzieciaki. Tom drugi, to – jak można się zorientować - druga odsłona opowieści o makabrze, jaka jest udziałem mieszkańców pewnego prowincjonalnego amerykańskiego miasteczka, które zostaje opanowane przez potwory żywiące się krwią i ciałami dzieci, a które pozostają niewidoczne dla oczu dorosłych. Na miejsce przybywa Erica Slaughter, łowczyni potworów i członkini tajnego zakonu tępiącego stwory z najgorszych koszmarów. Tyle że tym razem nic nie idzie po jej myśli, a sytuacja tylko się pogarsza.  



Pierwszy tom zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, mimo że sama historia należy raczej do tych wpisujących się w utarty schemat. Drugi tom to płynna kontynuacja utrzymująca ten sam poziom. Warto sięgnąć po obydwie pozycje jedna po drugiej, żeby nie uciekły Wam z pamięci żadne kluczowe informacje. Tym razem mamy szansę dowiedzieć się czegoś więcej o samej Erice i o zakonie, do którego należy. Można też oczekiwać, że kolejne tomy będą rozwijały ten wątek. 



Pod względem technicznym jest naprawdę przyzwoicie. Ciemne kolory i kontrastująca z nimi czerwień krwi, która co pewien czas zrasza strony komiksu doskonale współgrają z całą historią. To z pewnością nie opowieść dla dzieci (chociaż już sam tytuł też dobitnie o tym świadczy). 


 

Mówiąc krótko, tego było mi trzeba – lekkiej, mimo że makabrycznej lektury. Dzięki UnSerious raz jeszcze 😊  


Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze