Po raz pierwszy sięgnęłam po Diunę Franka Herberta blisko dwadzieścia lat temu. Nie porwała mnie wówczas, zakładam, że było na to za wcześnie. Przez lata zbierałam się do drugiego podejścia i teraz nadarzyła się ku temu doskonała okazja – wydanie graficzne będące wierną adaptacją powieści.
Od strony językowej adaptacją zajęli się Brian Herbert, syn Franka, oraz Kevin J. Anderson, mający już na koncie współpracę jako twórcy kontynuacji oryginalnego cyklu Kroniki Diuny. Jak możemy przekonać się z zamieszczonej na wstępie przedmowy, ich celem nie była interpretacja powieściowego pierwowzoru, a jak najwierniejsze jego przedstawienie. Z tego też względu - aby zachować objętościową równowagę - wydanie graficzne – podobnie jak oryginalne Diuna - zostało podzielone na trzy księgi.
Pod względem fabularnym mamy właściwie dopiero wprowadzenie do samej historii. Oto na pustynną planetę Arrakis przybywa nowy książę Leto Atryda z rodziną, aby przejąć nowe lenno nadane mu prez Imperatora Szaddama IV. Nie zdaje sobie sprawy, że jego los został przypieczętowany, a on sam zdradzony, w niebezpieczeństwie są też jego najbliżsi. Jednocześnie nie wie, że jego syn, Paul, nie jest zwyczajnym nastolatkiem, a jego przeznaczeniem jest zmienić los świata.
Uniwersum Diuny jest fascynujące, mimo że pierwsza księga odsłania dopiero niewielki jego fragment. Sama Arrakis kryje w sobie tajemnice, których odkrycie może okazać się niebezpieczne. Szczególnie intrygujący są zagadkowi nomadowie, Fremeni, a także posiadające niemalże magiczne zdolności Bene Gesserit. Ich odkrycie czeka nas jednak dopiero w kolejnych tomach.
Cieszę się, że ponownie sięgnęłam po Diunę i to w wersji graficznej, która dodatkowo pobudza wyobraźnię. Polecam też ją serdecznie zarówno osobom, które doskonale znają cykl Herberta (można odkryć go na nowo w świeżej odsłonie), jak i tym, którzy jeszcze nie mieli okazji zmierzyć się z tym klasykiem gatunku.
Za możliwość lektury serdecznie dziękuję Wydawnictwu Rebis.
Komentarze
Prześlij komentarz