Życie potrafi pisać scenariusze, które nie wpadłyby do głowy najbardziej zwichrowanych szaleńców. Jedną z takich historii, od których włos jeży się na głowie, to opowieść o rodzinie Turpinów, która trafiła na czołówki amerykańskich gazet w 2018 roku. Bulwersująca, przyprawiająca o ciarki i wzbudzająca z jednej strony żal i współczucie, a z drugiej wściekłość na ludzi, którzy powinni dbać o swoje dzieci, a zgotowali im piekło. Dzisiaj na tapecie reportaż Rodzina z domu obok.
Louise i David Turpinowie przez lata budowali wizerunek idealnej, kochającej się rodziny. Doczekali się trzynaściorga dzieci, wraz z którymi co pewien czas urządzali sobie sesje zdjęciowe w identycznych, dopasowanych do siebie strojach. Fotografie regularnie umieszczali w mediach społecznościowych, gdzie nie szczędzono im komplementów i ciepłych komentarzy. Byli fanatycznymi miłośnikami Disneylandu. Marzył im się udział w rodzinnym reality show – wierzyli, że są idealnymi kandydatami.
Nikt nie podejrzewał (a może po prostu nie chciał widzieć, bo symptomy tego, że w rodzinie dzieje się źle były wyraźne od lat), co za zamkniętymi drzwiami rodzice robili swoim dzieciom. Prawda wyszła na jaw, gdy w końcu jednej z dziewczynek udało się uciec i wezwać pomoc. Okazało się, że dzieci od lat były głodzone (za jedyny posiłek w ciągu dnia służyły im kanapki z masłem orzechowym lub kiełbasą, bądź mrożone burrito), brutalnie bite i przykuwane do łóżek, nierzadko na długie miesiące. Kąpiel mogły wziąć tylko raz do roku, bądź na specjalne okazje, jak sesja zdjęciowa, a za umycie się powyżej nadgarstka czekała ich kara. Karząca ręka Matki lub Ojca, bądź też pas, a nawet drewniane wiosło (!) spadało na nich również wtedy, gdy ośmielili się ukraść jedzenie z kuchni. Chodzili w sztywnych od brudu, śmierdzących ubraniach, spali w pościeli niezmienianej przez długie miesiące, w pokojach, których podłogi były ubrudzone fekaliami i wszelkim innym możliwym brudem. Niewiele jest rzeczy, które mogą wstrząsnąć bardziej niż próba wyobrażenia sobie tego, co Turpinowie robili własnym dzieciom.
John Glatt, autor między innymi reportażu Zaginione dziewczyny, sięga do dzieciństwa Davida i Louise, którzy już od najmłodszych lat sami wychowywali się w rodzinach dysfunkcyjnych. Następnie niemalże rok po roku opowiada historię ich małżeństwa i pojawiania się na świecie kolejnych dzieci. Pokazuje, jak początkowo normalna zdawać by się mogło, rodzina zaczyna staczać się po równi pochyłej, a domowa przemoc nabiera coraz bardziej sadystycznych i okrutnych form. Wreszcie możemy również poznać przebieg procesu Turpinów, a to czego jedynie zabrakło to wzmianka o dalszych losach ich dzieci.
Trudno jest oceniać książkę opartą na faktach, zwłaszcza tak bulwersujących i wzbudzających tak silne emocje. Glatt przybliża nam historię, która przeraża nie tylko dlatego, że jest prawdziwa, ale też dlatego, że nikt nie ma świadomości, ilu takich Turpinów żyje wśród nas. Obraz siebie i swojej rodziny, jaki można wykreować w mediach społecznościowych, może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością, a nieudolność służb i urzędników sprzyja unikaniu kontroli. Co więcej, wystarczy wspomnieć historie Elisabeth Fritzl, Nataschy Kampusch czy trzech młodych dziewczyn więzionych przez braci Castro, by zdać sobie sprawę z tego, że nie są to przypadki zupełnie odosobnione.
Rodzina z domu obok przeraża i daje do myślenia. Z pewnością pozostaje w pamięci. Warto sięgnąć.
Komentarze
Prześlij komentarz