W taki upał nawet czytanie jakoś niezbyt mi wychodzi, dlatego w ramach odmiany od grubych tomiszczy sięgnęłam po komiks – czwarty tom serii Coś zabija dzieciaki. O poprzednich pisałam tutaj: tom 1, tom 2, tom 3.
Poprzednie części były poświęcone dramatycznej historii, jaka rozegrała się w niewielkim Archer’s Peak, gdzie widoczne jedynie dla dzieci potwory rodem z koszmaru zaszlachtowały część mieszkańców. Sytuację uratowała tajemnicza Erika Slaughter, należąca do Zakonu św. Jerzego, którego główną misją jest właśnie zabijanie potworów i tuszowanie ich wybryków przed opinią publiczną.
Czwarty tom przenosi nas do przeszłości, jest bowiem w całości poświęcony historii Eriki. Dowiadujemy się, w jakich okolicznościach trafiła ona do Zakonu – a wcale nie odbyło się to zgodnie z przyjętymi zasadami. Mamy również szansę poznać od środka samo stowarzyszenie, którego członkowie mogą stanowić wobec siebie zagrożenie niemalże porównywalne do stawanie w szranki z potworem.
Jestem bardzo mile zaskoczona - spodziewałam się, że będzie to najsłabszy z dotychczasowych tomów, a okazał się najlepszym. Historia Eriki wciąga i intryguje, zwłaszcza że nie wszystko jeszcze o niej wiemy; zakończenie sugeruje, że kolejny tom również powinien być poświęcony jej życiu w Zakonie i szkoleniu, jakie musiała odbyć, by być w stanie walczyć z krwiożerczymi bestiami rodem z najgorszych koszmarów.
Niezmiennie jestem pod wrażeniem ilustracji, mrocznych, utrzymanych w niepokojącym klimacie, świetnie dopełniających fabułę.
Cała seria zdecydowanie powinna przypaść do gustu fanom horrorów, zwłaszcza jeśli nie mają nic przeciwko znacznej ilości przelewanej na kartach krwi.
Komentarze
Prześlij komentarz