Polowania na czarownice to niechlubna, lecz jednocześnie fascynująca karta na łamach historii Europy. To również obfite źródło inspiracji dla autorów, którzy na kanwie tych niechlubnych wydarzeń opierają swoje powieści.
Wiedźmy z Manningtree pióra A.K. Blakemore to druga książka, bazująca na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w pierwszej połowie XVII w. w tytułowym Manningtree, jaką miałam okazję czytać. Poprzednia, Czarownice z Manningtree autorstwa Beth Underdown, wywarła na mnie bardzo mocne wrażenie, dlatego z dużymi oczekiwaniami zasiadłam do niniejszej pozycji.
Akcja powieści toczy się w trakcie trawiącej Anglię wojny domowej. Brak mężczyzn, którzy poszli walczyć oraz religijne niepokoje, będące jednym z punktów zapalnych konfliktu, doprowadzają do nakręcenia spirali podejrzeń i szaleństwa. Zwykłe wydarzenia urastają do rangi demonicznych, sąsiedzkie niesnaski dają początek plotkom, a te błyskawicznie przeradzają się w zarzuty o utrzymywanie konszachtów z diabłem.
Kanwą wydarzeń przedstawionych w Wiedźmach... jest działalność Mathew Hopkinsa, samozwańczego łowcy czarownic, który jest postacią historyczną i według źródeł doprowadził do skazania od 150 do 300 osób. Niewiele wiadomo o jego prywatnym życiu, za to jego działalność została aż nadto dobrze udokumentowana. W powieści poznajemy go z perspektywy Rebecki West, oskarżonej o czary razem ze swoją matką i cała grupą innych kobiet, które ośmieliły się nie dość jednoznacznie podporządkować panującym wówczas regułom społecznym.
Powieść jest bardzo kobieca – bohaterki, mimo że tak różne, są silne i niezależne. Los, który je spotkał, to konsekwencja owej siły i uporu – żyły po swojemu i dlatego zostały złamane, zbyt się wyróżniały, zbyt mocno manifetowały własną niezależność, a to w oczach mężczyzn takich jak Hopkins stanowiło podstawę do podejrzeń o ich związek z nieczystymi siłami. Mężczyźni są tu bowiem słabi. Czy odgrywają się za to, że nie zostali powołani do armii i w ten sposób rekompesują walkę? Czy przyjmując rolę łowców demonicznych sił chcą dodać sobie autorytetu, czy też naprawdę wierzą w swoją misję? To już kwestia dyskusyjna, bezsporny jest za to fakt, że jeśli człowiek słaby zyskuje władzę i siłę, staje się śmiertelnie niebezpieczny.
Lektura Wiedźm z Manningtree przeraża nie z powodu potencjalnych konszachtów tytułowych bohaterek z diabłem, a z powodu potworności, jakie ludzie wzajemnie sobie zgotowali. Zwłaszcza że polowania na czarownice, procesy i absurdalność zarzutów, za które w okrutny sposób torturowano i pozbawiono życia kobiety, nie powstały jedynie w głowie autorki, a faktycznie miały miejsce. Książka warta uwagi, ku przestrodze, że człowiek może być dla drugiego człowieka większym wrogiem niż piekielne moce.
Komentarze
Prześlij komentarz