Swego czasu zaczytywałam się w powieściach Yrsy Sigurdardottir, zwłaszcza tych zabarwionych elementem grozy. Teraz wróciłam do twórczości autorki właściwie przez przypadek i cieszę się, że nie straciła formy.
Wzgórze Wisielców to wprawdzie czwarty tom serii, jednak można po niego sięgnąć bez znajomości poprzednich części (sama tak zrobiłam, ale teraz planuję nadrobienie zaległości). Akcja powieści toczy się w Reykjaviku. Na obrzeżach miasta, na szczycie tytułowego Wzgórza Wisielców, będącego dawniej miejscem egzekucji, zostają znalezione zwłoki powieszonego mężczyzny. Szybko okazuje się, że nie jest to samobójca - do klatki piersiowej mężczyzny ktoś przybił młotkiem kartkę z wiadomością. Mało tego, w mieszkaniu zabitego zostaje znaleziony kilkuletni chłopiec, który nie jest z nim w jakikolwiek sposób związany i który nie potrafi powiedzieć, skąd się tam wziął.
Autorka stworzyła mroczną, wciągającą opowieść o przemocy i zemście, które mogą przybierać różne oblicza. Mamy tu poruszone wątki zarówno przemocy domowej, jak i molestowania i napaści seksualnych. Yrsa Sigurdardottir pokazuje, że domowy oprawca bądź seksualny drapieżnik mogą pokazywać światu zupełnie normalną, kulturalną, wręcz sympatyczną twarz, za którą czai się bestia, a nie człowiek.
Zwodząc czytelnika i podrzucając różnorodne wątki i tropy autorka doprowadza nas w końcu do zakończenia, które zmusza do refleksji nad tym, czy zemsta daje ukojenie i czy można faktycznie potępić człowieka, który zabija, bo został do głębi skrzywdzony. Wątpliwości pozostają...
Komentarze
Prześlij komentarz